Home  |  Królik  |  Papuga  |  Kanarek  |  Owczarek  |  Redakcja  |  Klub  |  Kontakt       królik - lapin Królik - kaninchen Królik - Rabbit

  • Home
  • Królik
  • Papuga
  • Kanarek
  • Gryzonie
  • Działka
  • Co nowego
  • Galeria  I
  • Galeria  II
  • Galeria  III
  • Mapa strony
  • Forum Trunia
  • Serwis Trunia
  • Zrób stronę
  • Przyjaciele
  • Literatura
  • Webcam
  • Zapytania
  • Redakcja
  • Lekarze
  • Ustawy
  • Banery
  • Leki
  • Ebook
  • Quiz
  • Linki
  • E-mail
  • Porady Trunia
  • Porady Trunia II
  • Porady Trunia III
  • Opis ras
  • Historia ras
  • Zdjęcia ras
  • Wiwisekcja
  • Sterylizacja
  • Kastracja
  • Angora
  • Rozum
  • Rozród
  • Witaminy
  • Rośliny
  • Zioła
  • Zielnik
  • Historia ziół
  • Imiona
  • Gify królik
  • Gify poczta
  • Znaczki
  • Humor
  • Artykuły
  • Homeopatia
  • Komunikaty
  • Apel Animalsów
  •    
    Home Trunio Galeria   Lokator   Wybór   Dom   Krewni   Oswajanie   Jadłospis  
    Żywienie   Opieka   Choroby   Leczenie   Linki   Sałatki   Nowości   News   Literatura  

    Czy zwierzęta mają rozum? - to pytanie zadał sobie 70 lat temu prof. Jan Dembowski. Problem ten miały rozstrzygnąć obserwacje dotyczące zachowania się zwierząt. Przez lata mózgiem zajmowali się specjaliści: psychofizjolodzy, neurochirurdzy, etologowie, elektrofizjolodzy, neurochemicy, a nawet filozofowie i matematycy. W ostatnich latach zrozumiano jednak, że odkryte neurony, mediatory, neuromodulatory nie wystarczą, aby pojąć działanie mózgu jako całości, a z kolei badanie zachowań w określonych sytuacjach uczy, jak mówi prof. Witold Karczewski, co się dzieje, ale nie mówi dlaczego i jak.

    Tak więc świat myśli i uczuć zwierząt w dalszym ciągu pozostaje zagadką. Dzieje się tak m.in. dlatego, że jest często dla nas niedostępny. Nie potrafimy zwierząt zrozumieć, gdyż nie pojmujemy świata ich zmysłami. Zwierzęta zaś nie umieją o nich opowiedzieć. Naukowcy, chociaż niechętnie, przyznają, że zwierzęta mogą wyrażać swoje uczucia: strach, radość, smutek, tęsknotę, miłość, upór, złośliwość, wytrwałość, ale także potrzebę opiekowania się, odpowiedzialności, poczucia obowiązku, współpracy i zbiorowej solidarności. Uczeni akceptują pogląd, że zwierzęta mogą mieć swoją osobowość, że miewają senne marzenia, zdecydowanie jednak odmawiają im ludzkiej zdolności do abstrakcyjnego myślenia, nie mówiąc o ludzkiej samoświadomości, często przytaczając przy tym myśl Bertranda Russela, że nawet najbardziej elokwentny pies nie będzie w stanie powiedzieć mi, że jego ojciec był biedny, lecz uczciwy.

    Wygodne i bezduszne słowa "instynkt", "natura" z wyżyn ludzkiej zarozumiałości kwitujące uczucia zwierząt, nie tłumaczą niezwykłości przyrody. A przecież z takimi niecodziennymi przejawami uczuć i tajemniczych emocji spotykają się zarówno naukowcy badający np. zachowania naczelnych, jak i właściciele domowych Azorów i Pimpusiów, o których intrygującym zachowaniu, intuicji, "mądrości" czy "głupocie" niejedno potrafię opowiedzieć. Na nic więc zdają się wypracowane przez lata obiektywne metody badań, z których płynie jeden wniosek: nie ma nic mniej obiektywnego niż zwierzęce emocje.

    A oto garść przykładów, których ocenę pozostawiam Czytelnikom.

    Psy dość często boją się burzy i obrażają się, a koty pozostawione same na cały dzień w domu potrafią (ze złości?) podrapać drewnianą boazerię. Analizując przedstawioną sytuacje możemy stwierdzić, że zaniepokojony odgłosami burzy pies prędzej niż pan wyczuł jej zbliżanie się, ale to w żaden sposób nie tłumaczy jego strachu, podobnie jak trudno znaleźć przekonujące i pewne wytłumaczenie dla złośliwości kota.

    Pewien angielski obserwator miał okazję zobaczyć niezwykłą scenę. Otóż widział on, jak dwa borsuki umieszczały zmarłego pobratymca w jamie, którą jedno z nich wygrzebało powiększając norę królika. "Grabarze" - samiec i samica - ciągnęli ciało trzeciego, aż znikło pod ziemią.

    Inny specjalista uważa, że borsuki umierają w jednym z pomieszczeń swego podziemnego schroniska, a jego towarzysze ten "pokój" zamurowują. Potwierdzeniem tej teorii są wielokrotnie znajdowane szkielety borsuków, wyrzucane na powierzchnię wraz z uprzątniętą ziemią pochodzącą z wiercenia nowych galerii. Pytanie, dlaczego zwierzęta to robią, czym się kierują, pozostaje bez odpowiedzi.

    Badacze obserwujący dzikie zwierzęta często podkreślają, że nie ma w ich życiu miejsca na sentymenty. Antylopa, która złamie nogę, zostaje porzucona przez towarzyszki i ginie, a jej dziecko nie wzbudza niczyjej troski. A jednak wyraźne objawy wzajemnej pomocy u ssaków widzimy. I tak na przykład potwale skupiają się wokół zranionego zwierzęcia i pozostają przy nim, co niestety wykorzystują wielorybnicy zabijając co większe sztuki. Podobnie altruistycznie zachowują się delfiny, które również skupiają się wokół zranionego lub chorego zwierzęcia i pozostają przy nim tak długo, aż osobnik oprzytomnieje. Takie zachowanie delfinów potwierdzają ludzie uratowani przez te ssaki. Dlaczego delfiny to robią, co wówczas myślą (jeśli myślą!), pozostaje zagadką.

    Co robi kruk, kiedy przyczepia się łapami do gałęzi drzewa i huśta głową w dół. Jeśli mamy wątpliwości, czy jest to zabawa, to nie mamy ich zupełnie, obserwując małe koty, psy, tygrysy, niedźwiedzie. Z wyrozumieniem i pobłażliwością obserwująca igraszki maleństw zwierzęca mama do złudzenia przypomina siedzącą na brzegu piaskownicy, rozczuloną postępami malucha, ludzką mamę. Tu analogie nasuwają się same i nie wywołują tak sprzecznych interpretacji.

    Badacze nie potrafią też przekonująco wyjaśnić zachowań wspomnianego wcześniej rudzika, który wydaje się być łagodny, ale tak naprawdę jest okropnym rozrabiaką. Przez cały rok broni dostępu na swoje terytorium innym rudzikom, a na wiosnę przegania intruzów ze zdwojoną siłą. Widok rywala podnieca go do najwyższego stopnia. Rzuca się na niego, zmuszając do ucieczki. Zdenerwowany atakuje pęk rudych piór lub kłębek czerwonej wełny tak, jakby miał przed sobą żywego ptaka. Co każe mu się tak nerwowo zachowywać (charakter, instynkt?), nikt do końca nie wie.

    Ktokolwiek sądzi, że wśród zwierząt miłość jest sprawą prymitywną i brutalnie banalną ogromnie się myli. Mamy tu do czynienia z nagromadzeniem się różnorakich emocji: sympatią, uległością, oddaniem, wiernością, miłością nienawidzącą, agresywnością, żebraniem o miłość, przekupstwem, sadyzmem, masochizmem, podporządkowaniem a nawet wstydem. Wydaję się, że w tej dziedzinie człowiek jest jedynie nieporadnym, pozbawionym fantazji i wyrafinowania naśladowcą zwierzęcych zachowań.

    Znawcy społecznych zachowań zwierząt mogą godzinami opowiadać o formach życia rodzinnego, organizacyjnych rozwiązaniach i procesach regulacyjnych w państwach owadów, np. mrówek, termitów, pszczół. Niestety o emocjach pojedynczych owadów wiedzą niewiele, ale nie znaczy to, że owady ich nie przejawiają.

    Osobnym tematem pozostają emocje i uczucia zwierząt wyrwanych z naturalnych środowisk, transportowanych w haniebnych warunkach, skazanych na przymusowe przystosowanie, a zdarza się, że wyrzuconych przez właścicieli. Niewiele wiemy również o emocjach i uczuciach zwierząt z ogrodów zoologicznych, ferm i tych prowadzonych na rzeź. Wydaje się, że póki co, pozostaną nieodgadnione.

    Tekst ze strony www.

    Skąd zwierzęta to wiedzą?


    Niezwykłe zdolności naszych zwierząt Pies wie, kiedy umiera jego pan, nawet jeśli dzielą ich setki kilometrów. A praca ula ustaje, gdy pszczoły wyczuwają śmierć swojej królowej. Uczeni dobrze znają to zjawisko, a jednak nie chcą się nim zająć z obawy przez mianem pseudonaukowców. REKLAMA Czytaj dalej Od początku lat 90. pod wpływem powodzenia książki Daniela Golemana „Inteligencja emocjonalna” opublikowano liczne artykuły, w których mniej lub bardziej konkretnie próbowano przeanalizować różne wymiary inteligencji. Mało lub wręcz nic nie napisano jednak o czymś, co nazwać można inteligencją instynktowną, rozumiejąc instynkt tak, jak go ujmuje słownik Królewskiej Akademii Języka Hiszpańskiego: „Całokształt wzorców zachowania u zwierząt służących przeżyciu danego osobnika i całego gatunku”. Lub tak, jak rozumie go inna nader interesująca definicja: „Przypisywana działaniu, uczuciu itd., wynikająca z głębokich racji pobudka, z której nie zdaje sobie sprawy ten, kto działa czy czuje”. Ta koncepcja przywodzi mi na myśl rodzaj inteligencji, jaki mogą zaobserwować wszyscy miłośnicy zwierząt cieszący się na co dzień ich towarzystwem.

    Zainteresowanie tym tematem zrodziło się we mnie przed kilkoma laty na skutek niespodziewanej i bardzo tragicznej sytuacji. Mój dobry przyjaciel zginął w wypadku samochodowym. Miał pięknego owczarka niemieckiego Topa, z którym był bardzo związany. Jak twierdzą rodzice przyjaciela, pies w momencie śmierci ich syna zaczął bez opamiętania wyć, płakać i skomleć, popadając w coś w rodzaju ataku paniki. Po kilku minutach niepokoju jak gdyby znieruchomiał w stopniowo ustępującym letargu. Matka przyjaciela, widząc reakcję zwierzęcia, instynktownie wyczuła, że któremuś z jej synów mogło zdarzyć się coś złego. Ją samą także dręczył jakiś dziwny niepokój, poczucie pustki i smutku, których nie potrafiła wytłumaczyć. Niestety, miała rację. Po paru minutach zadzwonił telefon i dowiedziała się o tragedii. Rzecz w tym, że dom mojego przyjaciela i miejsce, w którym doszło do wypadku, dzieli odległość co najmniej 400 kilometrów. Kiedy usłyszałem tę historię, bardzo mnie ona poruszyła i zacząłem sprawdzać, czy wcześniej nie zarejestrowano innych podobnych przypadków. Rozmawiałem z weterynarzami, biologami i osobami mającymi częsty kontakt ze zwierzętami.

    Zacząłem gromadzić relacje o takich sytuacjach. Wreszcie wpadłem na trop fascynującej książki doktora Ruperta Sheldrake’a, który studiował nauki przyrodnicze w Cambridge i filozofię na Harvardzie, a ponadto uzyskał doktorat z biochemii w Cambridge i był członkiem Towarzystwa Królewskiego w Londynie oraz prestiżowego Clare College. Książka nosiła tytuł „Niezwykłe zdolności naszych zwierząt”. Sheldrake przytacza w niej setki przykładów zwierząt odznaczających się inteligencją instynktowną albo rozwiniętymi zdolnościami percepcyjnymi. Dzięki nim potrafiły one wyczuć śmierć ukochanej osoby, powrót nieobecnego właściciela, nadejście trzęsienia ziemi, a nawet trafić do domu po wywiezieniu na odległość setek kilometrów bez żadnego śladu na drodze. Nie mówiąc już o innych zachowaniach bardziej niż niezwykłych, dla których ani zdrowy rozsądek, ani dostępne współcześnie kryteria analizy naukowej nie znajdują oczywistego wytłumaczenia.

    Nauka nieustannie udziela nam fascynujących wyjaśnień na temat świata, ale na wiele pytań nie znamy jeszcze odpowiedzi. Dokładne zbadanie wspomnianego tematu z użyciem najlepszych metod jest fascynujące, gdyż za pozornymi anegdotami mogą kryć się zdolności, jakie posiadamy także my jako ludzkie zwierzęta, a których jeszcze dokładnie nie zbadano. Jak każdego badacza niezwykłości Sheldrake’a można uznać za pseudonaukowca albo fantastę. Ma to niewielkie znaczenie. Lektura jego książek jest w najwyższym stopniu ekscytująca. Próbują one uporządkować intuicyjne przeczucia i koncepcje – badacze rzadko ośmielają się je poruszać, bo naukowe paradygmaty nie znajdują na nie przekonującej odpowiedzi. Nie tylko w świecie ssaków zdarzają się trudno wytłumaczalne zachowania, które można przypisać temu, co nazywam inteligencją instynktowną. Mnóstwo niezwykłych sytuacji zdarza się na przykład wśród owadów. Jak choćby wtedy, gdy królowa mrówek zostaje odłączona od swojej kolonii – robotnice kontynuują produkcję zgodnie z ustalonym planem. Ale jeśli królowa zostanie zabita, praca całej kolonii natychmiast zamiera. Wydaje się, że królowa przekazuje swoim podwładnym na odległość instrukcje i normy zachowania. W celu optymalnej transmisji i odbioru tych komunikatów może zachowywać taką odległość, jaką jej się podoba, ale musi pozostać przy życiu. Przed badaczami stanęło trudne zadanie: intrygującym pytaniom towarzyszą tylko nieliczne przekonujące odpowiedzi. Nie ulega jednak wątpliwości, że Kartezjusz mylił się twierdząc, że zwierzęta nie mają duszy. Nie wątpię, że ją mają. Czasem nawet wrażliwszą i czulszą niż niektórzy ludzie. Dzięki tej duszy coś nas wiąże, jakbyśmy byli wierni utajonemu porządkowi, „morficznemu obszarowi” (cytując doktora Sheldrake’a), nieświadomemu kodowi przekazywanemu przez gatunki obdarzone czymś w rodzaju inteligencji instynktownej. Przez większość czasu zapominamy o jego istnieniu i tylko czasem przypominają nam o nim niektóre zwierzęta – chyba dla naszego dobra.

    Prasa zagraniczna: El Pais - autor Álex Rovira Celma


    Rezonans morficzny.

    Rezonans morficzny w biologii Idea rezonansu morficznego oznacza w praktyce, że wszystkie istoty żywe zawdzięczają swoją budowę i zachowanie odziedziczonej pamięci. Dzięki utrwalonym od dawna wzorcom morfogeneza i zachowania o charakterze instynktownym weszły już w nawyk i ulegają tylko nieznacznym zmianom. Powstawanie nowych nawyków można zaobserwować tylko w wypadku nowych wzorców rozwoju i zachowań. Doświadczenia z muszką owocową potwierdzają istnienie efektu rezonansu morficznego w dziedzinie morfogenezy. Istnieją również poszlaki, że określone zachowania zwierząt mogą wytworzyć się w bardzo krótkim czasie, co wskazywałoby na budowę pewnych form pamięci zbiorowej w drodze rezonansu morficznego. Takie błyskawiczne przystosowania zaobserwowano u zwierząt domowych na całym świecie.

    Jeszcze w 1947 r. Roy Bedichek, w swoim czasie ceniony biolog z Teksasu, opublikował swoje spostrzeżenia dotyczące zachowań koni. Już pięćdziesiąt lat temu wiedziano, że drut kolczasty nie nadaje się do grodzenia pastwisk dla koni, bo kiedy wystraszone lub rozbrykane zwierzęta wpadały na niego - zadawały sobie poważne rany. Na początku stulecia w Teksasie rzadko można było napotkać konia nie poznaczonego bliznami, ale w ciągu pól wieku nawet źrebięta nauczyły się unikać tego niebezpieczeństwa. Zyskały natomiast nowego straszaka - samochody. Pojawienie się pierwszych pojazdów mechanicznych dezorganizowało ruch zaprzęgowy i było często przyczyną kolizji, dla koni kończących się tragicznie. Z czasem jednak zwierzęta domowe przestały się bać zarówno pociągów, jak samochodów. Zmiana utrwalonych nawyków nie wynikała tylko z naśladowania matek przez ssące źrebięta. Młode osobniki, nawet jeśli chowano je w izolacji zarówno od drutów kolczastych i samochodów, jak od starszych i doświadczonych pobratymców, i tak reagowały inaczej niż ich przodkowie sprzed stu lat. Podobnie przedstawiała się sprawa z płotkami zabezpieczającymi przed wejściem bydła w szkodę. Hodowcy z zachodnich stanów odkryli, że mogą zaoszczędzić dużo pieniędzy, budując zamiast prawdziwych płotków (które składały się ze stalowych rur powbijanych obok siebie w ziemię) ich atrapy, czyli malując pasy w poprzek drogi. Fałszywe płotki działały jak prawdziwe, bo bydło stawało jak wryte na sam ich widok i nawet nie próbowało ich przekraczać. Czyżby młodsze cielęta nauczyły się od starszych, że lepiej nie próbować konfrontacji z urządzeniem, które może zadać dotkliwy ból? Chyba nie, bo nawet stada, które nigdy przedtem nie miały do czynienia z prawdziwymi płotkami, unikały namalowanych jak ognia. Ted Friend z Uniwersytetu Stanu Teksas sprawdził to doświadczalnie na kilkuset sztukach bydła i stwierdził, że malowanych atrap unikał taki sam procent zwierząt, które nigdy czegoś takiego nie widziały, jak i tych, które kiedyś miały sposobność natknąć się na prawdziwe, stalowe ogrodzenia. Podobnie reagowały owce i konie. Taka reakcja wskazuje na istnienie rezonansu morficznego, który przeszedł od poprzednich pokoleń, na własnej skórze uczących się unikania płotków. Podobnych przykładów jest więcej. Również laboratoryjne doświadczenia na szczurach dowodzą, że takie zjawisko jest faktem.

    Najbardziej znanym przykładem jest wyhodowanie kilku pokoleń szczurów, które opanowały sztukę wydostawania się z wodnego labiryntu. W miarę upływu czasu szczury w laboratoriach na całym świecie robiły to coraz szybciej. Dotychczas przeprowadzono tylko jeden, specjalnie opracowany pod kątem rezonansu morficznego, test w dziedzinie uczenia się zwierząt. Materiał badawczy stanowiły jednodniowe kurczęta, a doświadczenie z nimi wykonał sceptyk Steven Rose w laboratorium Otwartego Uniwersytetu w Anglii. Kolejnym partiom kurcząt, które się co dzień wylęgały, pokazywano słabe żółte światełko, emitowane przez specjalną diodę. Pisklęta dziobały je, tak jak postępowałyby z każdym wystającym przedmiotem w swoim otoczeniu, jednak po każdej próbie dziobania otrzymywały zastrzyk substancji wywołującej mdłości i wymioty. Chodziło o to, aby wywołać negatywne skojarzenie żółtego światła ze złym samopoczuciem, a co za tym idzie, wytworzyć odruch unikania żółtego światła, co nazywa się indukowaną awersją. Równocześnie kontrolnej grupie kurcząt, o takiej samej liczebności, pokazywano mały chromowany koralik i po jego dziobnięciu wstrzykiwano obojętny płyn. Nie wywoływało to awersji do dziobania koralika. W założeniu doświadczenie miało w drodze rezonansu morficznego wywołać lęk przed dziobaniem żółtego światełka także u tych partii kurczaków, które widziały je po raz pierwszy. Awersja miała być zakodowana w zbiorowej pamięci populacji tym silniej, im więcej pokoleń kurcząt uczyło się negatywnej reakcji na światełko. Nie oczekiwano natomiast pojawienia się w grupie kontrolnej reakcji lękowej na chromowany koralik. Hipoteza robocza potwierdziła się, gdyż kolejne partie kurcząt reagowały na żółte światełko nasilającą się awersją, co było zgodne z ideą rezonansu morficznego. Otrzymane wyniki były statystycznie istotne.

    Tekst Sheldrake pt. „Pole morficzne" z fascynującej książki „Niezwykłe zdolności naszych zwierząt", która w przekładzie Krystyny Chmiel ukazała się jakiś czas temu w „Książce i Wiedzy".

    http://www.hellinger.pl/Artykuly,13.html
    Powrót