Home  |  Królik  |  Papuga  |  Kanarek  |  Owczarek  |  Redakcja  |  Klub  |  Kontakt      

  • Home
  • Królik
  • Papuga
  • Kanarek
  • Gryzonie
  • Działka
  • Co nowego
  • Galeria  I
  • Galeria  II
  • Galeria  III
  • Mapa strony
  • Forum Trunia
  • Serwis Trunia
  • Zrób stronę
  • Przyjaciele
  • Literatura
  • Webcam
  • Zapytania
  • Redakcja
  • Lekarze
  • Ustawy
  • Banery
  • Humor
  • Ebook
  • Quiz
  • Linki
  • E-mail
  • Ułani
  • Galeria Ułani
  • Album 1932 rok
  • Wojsko 68-70
  •    

    8 Pułk Ułanów ks. Józefa Poniatowskiego udział w wojnie polsko - bolszewickiej


    SZLAK BOJOWY W WOJNIE POLSKO-BOLSZEWICKIEJ

    II dyon walczył na froncie wołyńskim od 24.01.1919 roku. Zajęcie Kowola Walki: Hołoby, Maniewicze (12.02 - pierwsze starcie pułku z bolszewikami) Powursk i Mielnica, Włodzimierz Wołyński, Maniewicze, Turzysk. Ofensywa majowa: Zaturce - Łuck. Zagon na Ołykę. Zdobycie stacji Sarny. Obrona rzeki Styr . Ofensywa na Równe. Pułk w składzie trzech szwadronów konnych i szwadronu karabinów maszynowych. Zagon n Kostopol. Zajęcie Bereżna nad Słuczą. Odpoczynek w Żurno gdzie przebywa dowództwo pułku z pierwszym szwadronem. Zdobycie Zwiahla. Nieudany zagon na Żytomierz. Czynna obrona linii Słuczy. Wypoczynek pułku w rejonie Zasławia (Ofensywa Kijowska na zagon Koziatyn (25 - 27.04.1920 r.). Zajęcie Białej Cerkwi Boje: Rokitna, Korsuń, Karapisze, Ostrów, Rohoźna, Antonów , Wernyhorodek, Czerwona, Zwiahel, Kurczyce, Kilikijow, nad Horyniem (Odwrót na linię rzeki Horyń i dalsze walki odwrotowe. Budionny nie próżnował i 26 czerwca znalazł kolejny nie broniony punkt, w który skierował swoją kawalerię, co wymusiło cofnięcie się całego polskiego frontu na linię rzeki Horyń. 2 lipca Budionny przekroczył Horyń i ruszył na Równe. Jednak 8 lipca Równe zostało odbite przez grupę gen. Kazimierza Raszewskiego, który niemalże zamknął Konarmę w okrążeniu. Do okrążenia jednak nie doszło, gdyż gen. Raszewski dostał rozkaz odwrotu na linię rzeki Styr, leżącą sto kilometrów na zachód. W związku z tym S. Budionny 11 lipca ponownie wkroczył do Równego, biorąc jeńców i duże zapasy sprzętu. Tym razem odwrót sił polskich nie był spowodowany natarciem Budionnego, ale sytuacją na Białorusi gdzie M. Tuchaczewski robił szybkie postępy. Kolejnym celem Budionnego był Łuck, ale przed tym skierował się w stronę Brodów. Na drodze natarcia Konarmii stanęła 18 DP gen. F. Krajowskiego, która stawiła czoła całej Konarmii wspieranej przez 44 Dywizję Strzelców Jakira i elitarną 8 Dywizję Kozaków. Po kilku dniach Krajowski został zmuszony do cofnięcia się na Radziwiłłów, gdyż 6 Dywizja Czongarska obeszła jej pozycje i znalazła lukę w obronie.), pod Równem. (Oddział Krzeczunowicza 70 szabel, 3 karabiny maszynowe w obronie linii Styru. Przybycie zreorganizowanego pułku (584 szabel, 8 karabinów maszynowych), zdobycie Beresteczka szarżą. Stanisławczyk - Zawidcze - Mikołajów, pod Brodami (Bitwa pod Brodami, w celu zniszczenia Armii Konnej Polacy podjęli próbę okrążenia Budionnego biorąc go w kleszcze między Beresteczkiem a Brodami. Wspólny atak 2 i 6 Armii był już bliski unicestwieniem Konarmii, Budionny miał nawet wykrzyknąć „To robactwo zaczyna nas dusić!”. 3 sierpnia Budionny wydał rozkaz cofnięcia się do Dubna. Odwrót został jednak zamknięty przez dwie polskie dywizje jazdy. Los Konarmii mógł się wydawać już przesądzony, niestety polska jazda dostała rozkaz do wycofania się ze względu na przełamanie obrony polskiej pod Brześciem. Budionny po raz kolejny wyślizgnął się z okrążenia, a polskie armie wspierane przez Armię Czynną Ukraińskiej Republiki Ludowej gen. Pawlenki musiały przejść do obrony Małopolski Wschodniej przed wojskami Jegorowa.), nad Bołdurką, Radziechów, Chołojów, obrona linii Bugu, Artasów, Krystynopol, Waręż, Komarów, Szychowice, obrona i forsowanie Bugu, Styru, zajęcie Równego, Rzeczycy, forsowanie Słuczy, zagon na Korosten.

    UZUPEŁNIENIE opisu :

    II dyon walczył na froncie wołyńskim od 24.01.1919 roku. Zajęcie Kowola (4.02.1919 roku). Walki: Hołoby (6.02.1919), Maniewicze (12.02.1919 - pierwsze starcie pułku z bolszewikami) Powursk i Mielnica (2.02 - 24.02.1919), Włodzimierz Wołyński (5.05 - 6.03.1919), Maniewicze (9.03.1919), Turzysk (24.04 - 27.04.1919). Ofensywa majowa: Zaturce - Łuck (3 szwadron 12.05 - 17.05.1919). Zdobycie przyprawy Sokul (4 szwadron 13.05 - 14.05.1919). Zagon na Ołykę (szwadron karabinów maszynowych z 5 pułkiem ułanów 14.05 - 16.05.1919 - 14 maja pułk w składzie 2, 3 i 4 szwadronów wraz ze szwadronem karabinów maszynowych 8 pułku ułanów i dwoma pieszymi szwadronami (5 i 8 pułku ułanów) przeprawił się wpław przez Stochód i zdobył wieś Nawóz wypierając nieprzyjaciela do miasteczka Sokule. Następnego dnia Sokule zostało opanowane i dokonano przeprawy przez Styr. Korzystając z dogodnej chwili ppłk. Sochaczewski pozostawił dwa pierwsze szwadrony nad Styrem, a z resztą oddziału 15 maja skierował się do stacji Ołyka, biorąc po drodze do niewoli kilku Ukraińców, którzy wieźli transport broni ). Zdobycie stacji Sarny (pół 3-go szwadronu 18.05.1919) Rozpoznanie na Równe (koleją 4 szwadron, kompania z karabinem maszynowym i pół 3 szwadronu konno 23.05 - 24.05.1919). Obrona rzeki Styr (3.06 - 10.06.1919, Rafałówka, Czartorysk, Kołki, Mulczyce). Ofensywa na Równe (9.08 - 13.08.1919). Pułk w składzie trzech szwadronów konnych i szwadronu karabinów maszynowych (drugi szwadron dołączył konno 2.08.1919, po walkach na Śląsku Cieszyńskim od 26.01.1919 w rejonie Krysowic i po ofensywie na Tarnopol trwającej do 17.07.1919). Zagon na Kostopol (czwarty szwadron 9 - 12.08.1919). Zajęcie Bereżna nad Słuczą (16.08.1919). Odpoczynek w Żurno (16.08 - 21.08.1919) gdzie przebywa dowództwo pułku z pierwszym szwadronem. 22.08.1919 zajęcie Korca, Patrolowanie do Słuczy, spotkania z przyjaznymi powstańcami ukraińskimi. Zdobycie Zwiahla (30 /31.10.1919). Nieudany zagon na Żytomierz (31.01 - 2.02.1920). Z kolei udany zagon miał miejsce 25 i 26 kwietnia 1920  OPIS.

    Czynna obrona linii Słuczy do 24.04.1920. Wypoczynek pułku w rejonie Zasławia (8.02 - 19.03.1920 na froncie pozostaje pierwszy szwadron). Wypady za Słucz: 8.04, 14.04.1920. (4 szwadron 8 P.U pod dowództwem z-cy d-cy szwadronu por. Romana Traczewskiego dokonał wspaniałego wypadu nocnego na Słucz, rozbijając baon bolszewicki i zdobywając baterię, ogniem której ścigał uciekającego nieprzyjaciela)

    Ofensywa Kijowska na zagon Koziatyn (25.04 - 27.04.1920). Zajęcie Białej Cerkwi (3.05.1920) Boje: Rokitna (6.05.1920) Korsuń (12.05 - 13.05.1920), Karapisze(*) (26.05.1920), Ostrów (27.05.1920), Rohoźna(*) (1.06.1920), Antonów (4.06.1920), Wernyhorodek(*) (8.06.1920), Czerwona(*) (1.06.1920), Zwiahel (18.06 - 21.06.1920), Kurczyce (24.06 - 27.06.1920), Kilikijow(*) (28.06.1920), nad Horyniem (1.07 - 3.07.1920), pod Równem(*) (4.07.1920). Oddział Krzeczunowicza 70 szabel, 3 karabiny maszynowe w obronie linii Styru (8.07 - 22.07.1920). Przybycie zreorganizowanego pułku (584 szabel, 8 karabinów maszynowych), zdobycie Beresteczka szarżą(*) (24.07.1920). Stanisławczyk(*) - Zawidcze(*) - Mikołajów (27.07 - 30.07.1920), pod Brodami (1.07 - 3.07.1920), nad Bołdurką(*) (4.08 - 8.08.1920), Radziechów(*) (8.08 - 13.08.1920), Chołojów(*) (14.08.1920), obrona linii Bugu (15.08 - 17.08.1920), Artasów (19.08.1920), Krystynopol(*) (23.08.1920), Waręż (29.08.1920), Komarów(*) (31.08.1920), Szychowice(*) (6.09.1920), obrona i forsowanie Bugu (9.09 - 12.09.1920), Styru(*) (15.09.1920), zajęcie Równego (18.09.1920), Rzeczycy (25.09.1920), forsowanie Słuczy (5.10.1920), zagon na Korosten(*) (8.10 - 12.10.1920).

    Znak (*) - oznacza większe szarże.

    - DOWÓDCY PUŁKU -

    płk Roman Kawecki(1918-1919)

    Roman Kawecki (ur. 9 sierpnia 1868 w Nowym Sączu, zm. 13 listopada 1938 w Warszawie) – pułkownik kawalerii Cesarskiej i Królewskiej Armii, generał brygady Wojska Polskiego oraz malarz. Był synem Edwarda i Róży z baronów Brunickich. W 1885 ukończył Gimnazjum Św. Anny w Krakowie, a w 1889 – studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim i odbył służbę jednoroczną w armii austriackiej, uzyskując w 1889 stopień podporucznika kawalerii. Praktykę odbył w 1. Pułku Ułanów w Krakowie. W 1892 przeszedł do rezerwy. Studiował malarstwo – początkowo w Krakowie (w Akademii Sztuk Pięknych), potem w Paryżu u H. Morisseta. W 1895 powołany do służby wojskowej. Rotmistrz z 1901, major z 1913. Pełnił funkcje dowódcze i instruktorskie jazdy, m.in. w Wyższej Szkole Wojennej w Wiedniu. W czasie I wojny światowej dowódca dywizjonu kawalerii. Podpułkownik z 1915. W okresie listopad 1917 – marzec 1918 dowódca 2. Pułku Ułanów Legionowych, a po bitwie II Brygady Legionów Polskich pod Rarańczą zawieszony w pełnieniu obowiązków przez władze austriackie. W listopadzie 1918 został przyjęty do Wojska Polskiego i mianowany dowódcą 1. Pułku Ułanów Ziemi Krakowskiej. 14 stycznia 1919 zdał dowództwo ppłk Adamowi Kicińskiemu i objął stanowisko Inspektora Jazdy w Sztabie Generalnym. W maju 1919 został zastępcą gen. por. Aleksandra Karnickiego, Generalnego Inspektora Jazdy, a później pełniącym obowiązki Generalnego Inspektora Jazdy. Od 9 kwietnia 1920 do 6 maja 1921 był Generalnym Inspektorem Jazdy przy Naczelnym Wodzu. Na tym stanowisku 1 maja 1920 zatwierdzony został w stopniu generała podporucznika z dniem 1 kwietnia 1920. W 1922 w Inspektoracie Armii nr V we Lwowie. 28 marca 1922 został mianowany członkiem Oficerskiego Trybunału Orzekającego. 3 maja 1922 został zweryfikowany w stopniu generała brygady ze starszeństwem z 1 czerwca 1919, w korpusie generałów. Z dniem 30 września 1925 przeniesiony został w stan spoczynku z powodu trwałej niezdolności do służby wojskowej, stwierdzonej przez komisję wojskowo-lekarską. Osiadł w Krakowie. Zmarł w Warszawie. Został pochowany na krakowskim Cmentarzu Rakowickim kw. XXXII rząd. zachód miejsce. 10.


    ppłk/płk Adam Kiciński (1919-1920)

    Adam Kiciński (ur. 11 kwietnia 1872 w Lechanicach w powiecie wareckim, zm. 13 czerwca 1959 w Poznaniu) – podpułkownik kawalerii cesarskiej i królewskiej Armii, generał brygady Wojska Polskiego. Był synem Kazimierza, właściciela majątku ziemskiego, i Urszuli z Łempickich oraz chrześniakiem Piotra Wysockiego. Żonaty z Józefą Morawską. Miał pięcioro dzieci: Kazimierza, Jana, Stanisława, Teresę i Annę. Ukończył Wydział Artylerii Akademii Wojskowo-Technicznej w Wiedniu. Od 1893 był oficerem artylerii cesarskiej i królewskiej Armii, a od 1899 kawalerii. W 1901 był oficerem ordynansowym Franciszka Józefa I. Służył w 1 Pułku Ułanów w Krakowie i Lwowie, a następnie (od 1912) w 13 Pułku Ułanów w Złoczowie. Został ciężko ranny w bitwie po Jarosławicami 2 sierpnia 1914. Następnie skierowany do 6 Pułku Ułanów, walczył na froncie wschodnim (podpułkownik z 1917). Od listopada 1918 w Wojsku Polskim. Do stycznia 1919 zastępca dowódcy, a potem dowódca 8 Pułku Ułanów (do 4 lutego 1920). Od lutego 1920 był zastępcą szefa sekcji kawalerii w Ministerstwie Spraw Wojskowych. Później dowodził X Brygadą Jazdy (w 1924 przeformowaną w X Brygadę Kawalerii). 3 maja 1922 został zweryfikowany w stopniu pułkownika ze starszeństwem z 1 czerwca 1919 i 5 lokatą w korpusie oficerów jazdy. Z dniem 1 czerwca 1924 został mianowany dowódcą XVI Brygady Kawalerii we Lwowie. W lipcu 1924 Minister Spraw Wojskowych zmienił swoje rozporządzenie i pozostawił go na stanowisku dowódcy X Brygady Kawalerii w Przemyślu. Pełniąc służbę na stanowisku dowódcy brygady pozostawał na ewidencji 8 Pułku Ułanów Księcia Józefa Poniatowskiego. 1 grudnia 1924 Prezydent RP Stanisław Wojciechowski na wniosek Ministra Spraw Wojskowych, gen. dyw. Władysława Sikorskiego awansował go na generała brygady ze starszeństwem z 15 sierpnia 1924 i 11 lokatą w korpusie generałów. W październiku 1925 został mianowany członkiem Oficerskiego Trybunału Orzekającego. Z dniem 31 grudnia 1926 został przeniesiony w stan spoczynku. Mieszkał w Krakowie przy ul. Wolskiej 9. Pochowany w grobie rodzinnym w Poznaniu cmentarz Junikowski pole. 9 kwatera. 3.


    mjr/płk Henryk Brzezowski (1920)

    Henryk Brzezowski (ur. 22 kwietnia 1879 w Morawskiej Ostrawie, zm. 24 października 1964 w Krakowie) – polski dowódca wojskowy, major CK Armii, pułkownik kawalerii Wojska Polskiego II RP. W 1900 roku ukończył z odznaczeniem Terezjańską Akademię Wojskową w Wiener Neustadt. W latach 1900-1903 był oficerem austriackiej kawalerii w 2. Pułku Ułanów Austro-Węgier, później instruktor na różnych kursach i w szkołach jazdy. Absolwent Reitschule i Akademii Sztabu Generalnego w Wiedniu. W 1913 roku został awansowany do stopnia rotmistrza, a w czasie Wielkiej Wojny mianowany dowódcą szwadronu, później dywizjonu jazdy. Za udział w zdobyciu Bukaresztu otrzymał Krzyż Żelazny. W 1918 roku awansował do stopnia majora, a później został komendantem oddziału Wyższej Szkoły Wojennej w Wiedniu. Od 1919 roku w szeregach Wojska Polskiego. Walczył w wojnie polsko-bolszewickiej. W lutym 1920 roku stanął na czele 8 Pułk Ułanów, a w sierpniu tego roku objął dowództwo VII Brygady Jazdy. W kwietniu 1921 roku mianowany został dowódcą V Brygady Jazdy, a po reorganizacji przeprowadzonej w 1924 roku - dowódcą 5 Samodzielnej Brygady Kawalerii w Krakowie. W międzyczasie (od 1 grudnia 1924 roku do 20 sierpnia 1925 roku) był słuchaczem II Kursu Centrum Wyższych Studiów Wojskowych w Warszawie. 31 grudnia 1928 roku przeniesiony został w stan spoczynku. W 1934 roku zajmował 31. lokatę na liście starszeństwa oficerów w stanie spoczynku kawalerii. Pozostawał na ewidencji Powiatowej Komendy Uzupełnień Katowice. Był wówczas "przewidziany do użycia w czasie wojny" i posiadał przydział mobilizacyjny do Oficerskiej Kadry Okręgowej Nr V w Krakowie. Mieszkał w Celestynowie, a później w Krakowie, gdzie zmarł. Pochowany na Cmentarzu Salwatorskim. Cmentarz ten jest cmentarzem parafialnym nie odnalazłem dokładnej lokalizacji grobu.


    mjr Karol Rómmel (1920)

    Karol Rómmel (ur. 22 maja 1888 w Grodnie, zm. 7 marca 1967 w Elblągu) – podpułkownik kawalerii Wojska Polskiego, jeździec, trzykrotny olimpijczyk. W roku 1918 pod wpływem brata Juliusza zmienił pisownię nazwiska zastępując "u" literą "ó". Razem z braćmi: Juliuszem, Wilhelmem, Waldemarem i Janem pełnił zawodową służbę wojskową w Armii Imperium Rosyjskiego. W 1914 roku w stopniu rotmistrza służył w 14 Małorosyjskim Pułku Kirasjerów/Dragonów w Kaliszu. Ukończył Akademię Sztuk Pięknych w Petersburgu i Pawłowską Szkołę Wojskową. W czasie służby w Wojsku Polskim w czasie wojny polsko-bolszewickiej dowodził w stopniu majora 8 Pułkiem Ułanów. Następnie był instruktorem jazdy w szkołach oficerskich kawalerii w Przemyślu, Starej Wsi i Grudziądzu. W 1924 pełnił służbę w 1 Pułku Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego w Warszawie. Trzykrotnie brał udział w olimpiadach: Sztokholm 1912 (w reprezentacji Rosji): skoki przez przeszkody indywidualnie – 9. miejsce. Paryż 1924: skoki przez przeszkody indywidualnie – 10. miejsce, drużyna – 6. miejsce (partnerzy Zdzisław Dziadulski, Adam Królikiewicz, Kazimierz Szosland); WKKW: indywidualnie – 10. miejsce, drużyna – 7. miejsce (partnerzy Tadeusz Komorowski, Kazimierz Rostwo de Suski, Kazimierz Szosland). Amsterdam 1928: WKKW: indywidualnie – 26. miejsce, drużyna – 3. miejsce (brązowy medal) (partnerzy Michał Woysym-Antoniewicz, Józef Trenkwald). W Plebiscycie Przeglądu Sportowego 1927 zajął drugie miejsce. W roku 1931 na koniu Caraibe brał udział w sławnej gonitwie Wielka Pardubicka, której nie ukończył (na trasie gonitwy miał trzy upadki, a następnie koń odmówił skoku). Był trenerem polskich jeźdźców przygotowujących się do olimpiad w okresie międzywojennym. Z dniem 31 grudnia 1929 przeniesiony został w stan spoczynku. W czasie II wojny światowej był więziony w obozach koncentracyjnych Dachau i Mauthausen. Po wojnie pracował jako trener (m.in. w Sopocie), a pod jego opieką wyrosło wielu wybitnych jeźdźców polskich. Występował także w filmach jako aktor niezawodowy (Lotna, Krzyżacy, Milczenie i Tarpany). Karol Rómmel pochowany został na Centralnym Cmentarzu Srebrzysko w Gdańsku-Wrzeszczu.


    rtm Kornel Krzeczunowicz (1920-1921) - dowódca pułku w bitwie pod Komarowem

    Syn Aleksandra i Felicji z Tustanowskich, wnuk Kornela. Ukończył III Gimnazjum Państwowe we Lwowie (1904-1912), matura w 1912, potem Wydział Prawa i Administracji na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie (1912-1919) zyskując po wojnie doktorat w 1920. Służba w armii austro-węgierskiej. W 1914 zmobilizowany do korpusu automobilowego armii austriackiej, następnie przeniesiony do kadry 1 Pułku Ułanów w Krakowie, w którym służył do końca wojny. W 1915 ukończył szkołę podchorążych w Holíč na Słowacji oraz kurs strzelecki w Bruck nad Litawą. Po powrocie do pułku brał udział w walkach na froncie wschodnim i włoskim m.in. wziął udział w trzeciej bitwie nad Isonzą. Otrzymał srebrny medal waleczności. W październiku 1918 zdemobilizowany powrócił do rodzinnych Bołszowiec wkrótce zajętych przez wojska ukraińskie. Do Wojska Polskiego udało mu się wstąpić dopiero w lutym 1919 we Lwowie. Przez krótki okres był tłumaczem przy włoskiej misji we Lwowie. Przydzielony, na własną prośbę do 8 Pułku Ułanów Księcia Józefa Poniatowskiego. W marcu 1919 objął dowództwo 4 szwadronu. W lipcu 1920 po reorganizacji jednostki został p.o. dowódcy 8 pułku w stopniu rotmistrza. Funkcję tę pełnił z dwiema krótkimi przerwami aż do końca wojny polsko-bolszewickiej (dowództwo złożył 19 marca 1921). Pod Jego dowództwem Pułk wsławił się szarżami pod Krystynopolem, Komarowem, Szychowicą, zajęciem Równego i zagonem na Korosteń. Rtm. Krzeczunowicz odegrał chwalebną rolę w ostatniej wielkiej bitwie kawaleryjskiej pod Komarowem 31 sierpnia 1920, gdy ostatecznie zadano klęskę 1 Konnej Armii Budionnego. Marzeniem rtm. Krzeczunowicza było pozostać w Wojsku Polskim jako oficer zawodowy. Musiał jednak zrezygnować z tych zamiarów i zająć się rodzinnym majątkiem w Bołszowcach. Majątek ten został doszczętnie zniszczony podczas działań wojennych w 1916 roku. Przeszedł wówczas do rezerwy z przydziałem do ukochanego 8 Pułku Ułanów. Działał także w wielu organizacjach społecznych i politycznych. Należał m.in. do: Związku Ludowo-Narodowego do 1927, Zespołu Stu we Lwowie, Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem. W latach 1935–1938 poseł na Sejm IV kadencji z okręgu 68, członek sejmowego Koła Rolników. Po wybuchu wojny udał się do Francji gdzie wstąpił do Polskich Sił Zbrojnych. Po upadku Francji ewakuował się do Wielkiej Brytanii, gdzie wziął udział w odtwarzaniu armii polskiej. W latach 1941–1943, w stopniu majora, był komendantem placu w Glasgow, w wojsku pozostawał zapewne do końca wojny. Po zakończeniu wojny osiadł na stałe w Anglii, gdzie założył szklarnie z kwiatami w Ascot. Przebywając na emigracji, należał do Związku Rolników Polskich w Wielkiej Brytanii (przez wiele lat jako prezes), Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie, a także w 1954 wszedł do Tymczasowej Rady Jedności Narodowej. Poza pracą zawodową i społeczną zajmował się także publicystyką historyczną. Artykuły i polemiki drukował m.in.: w londyńskich „Wiadomościach”, w „Przeglądzie Kawalerii i Broni Pancernej” oraz w paryskiej „Kulturze”. W tym czasie napisał wiele prac poświęconych m.in. kawalerii. W latach 1980–1983 był redaktorem naczelnym "Przeglądu Kawalerii i Broni Pancernej". Ze stanowiska tego musiał odejść po tym, jak wydał Wspomnienie o generale Tadeuszu Rozwadowskim, która to praca spotkała się z gwałtowną krytyką środowisk piłsudczykowskich. Żonaty był z Heleną z Lubienieckich. Ze związku tego przyszło na świat trzech synów: Jan (1928), Aleksander (1929) i Andrzej (1930). Zmarł 3 grudnia 1988, pochowany został 5 grudnia na cmentarzu Gunnersbury. Dorobek pisarski. Ułani księcia Józefa. Historia 8 Pułku Ułanów ks. Józefa Poniatowskiego 1784–1945, Londyn 1960 | Uzupełnienia do Ułanów księcia Józefa, Londyn 1962 | Leon Sapieha 1883–1944, Londyn 1967 | Ostatnia kampania konna. Działania jazdy polskiej przeciw armii konnej Budiennego w 1920 roku, Londyn 1971 | Historia jednego rodu i dwu emigracji, Londyn 1973 | Rodowody pułków jazdy polskiej 1914–1947, Londyn 1983 (redaktor pracy zbiorowej) | Wspomnienie o generale Tadeuszu Rozwadowskim, Londyn 1983 (dodatek do „PKiBP”, T. 109/110) | Księgę 200-lecia ułanów ks. Józefa, Londyn 1984






    Wymarsz 25 sierpnia 1 Armii Konnej (Budionnego) spod Lwowa w kierunku na Zamość i Lublin na odsiecz wojskom Tuchaczewskiego mógł okazać się bardzo groźny dla polskich oddziałów ścigających uciekających żołnierzy Frontu Zachodniego. Dlatego też Naczelne Dowództwo Wojska Polskiego zarządziło przygotowanie operacji mającej na celu zniszczenie szerzącej panikę wśród polskiej piechoty Konarmii Siemiona Budionnego. Powodzenie tej operacji pozwoliłoby na zintensyfikowanie działań ofensywnych w Małopolsce Wschodniej i na Wołyniu oraz szybkie wyparcie bolszewików za Zbrucz.


    Bitwa warszawska (potocznie. cud nad Wisłą) – bitwa stoczona w dniach 13-25 sierpnia 1920 w czasie wojny polsko-bolszewickiej


    Dopełnieniem zwycięstwa pod Warszawą była stoczona 31 sierpnia 1920 r. bitwa pod Komarowem, w której po stronie polskiej wzięła udział : 1 Dywizja Jazdy, która od 24 sierpnia 1920 r. wchodziła w skład Grupy Pościgowej gen. Stanisława Hallera. 29 sierpnia zaczęła właściwy marsz na Komarów - do bitwy, przez Waręż i Tyszowce. W jej skład wchodziła również 13 Dywizja Piechoty, która maszerowała przez Łaszczów, Wożuczyn, Siemierz i Wólkę Łabuńską. 1 Dywizją Jazdy dowodził płk. Juliusz Rómmel


    bitwa_komarow




    Wspomnienia uczestników bitwy pod Komarowem

    mjr Jan Bielicki – Komarów widziany od dołu.

    Wielu uczestników walki pod Komarowem, na najróżniejszych szczeblach dowodzenia, pisało już o tej sławnej bitwie. Obecnie, w jej 50-tą rocznicę, postaram się opisać, jak się ona przedstawiała w moich oczach, jako dowódcy sekcji w 1. P. Uł. Dnia 26 sierpnia 1920 r. dwa szwadrony marszowe: nasz tzw. „Podolski” – d-ca por. Witold Swięcicki i ochotniczy szwadron zwany „Chorągiew Laudańska” – d-ca ppor. Maurycy Potocki , po wyładowaniu się w Rawie Ruskiej, dołączył do 1. P. Uł. Krechowieckich. Powłączano nas prawie, że w marszu jako uzupełnienia do odnośnych szwadronów wg zasady: 1-szy pluton do 1-go szw. itd.

    W ten sposób szwadrony dostały „zastrzyk” po około 35-40 koni, ale ten zastrzyk był bardzo nierównomierny. O ile bowiem nasz „Podolski Szwadron” składał się w 80% ze starych ułanów, to „Chorągiew Laudańska” był to niemal zupełnie surowy element ochotniczy, przybyły niemal wyłącznie na własnych koniach. Na szczęście trafiłem wraz z moją sekcją, która dowodziłem w stopniu kaprala, do III-go plut. 1-go szw., do plut. Grzybkowskiego, u którego już byłem w tymże plutonie na zajmowaniu Pomorza. Wyznaczył nas jako pierwszą sekcję. Jak wiadomo szliśmy w ślad za Budionnym, w ogólnym kierunku na Zamość. Po strasznym przemoknięciu w dniu 30 sierpnia pogoda poprawiła się trochę i z lekka obeschnąwszy stanęliśmy na noc w Wolicy Brzozowej. Było trochę ciasno, bo stała tam cała nasza VI Brygada i d-two Dywizji, ale jakoś się upchaliśmy, susząc po chałupach derki i płaszcze. Te ostatnie, a wielu z nas je miało jeszcze rosyjskie lub rosyjskiego typu, chociaż bardzo dobrze chroniły od deszczu, ale raz namokłe – wymagały i czasu i dobrego ognia by wyschnąć. Toteż wkrótce wnętrze naszej kwatery przypominało łaźnię parową. Ostatecznie osuszyliśmy wszystko. Rano 31 sierpnia pobudka o 6-tej, luksus niebywały. Oczyściliśmy konie z wczorajszej gliny, otarliśmy jako tako i broń i rzędy; śniadanie trzeba było robić własnym przemysłem, bo taborów nie było, koniom daliśmy jak i poprzedniego wieczora owies w snopkach, gdy naraz gdzieś chyba zaraz po godzinie 8:30 ogłoszono alarm. Co, jak i dlaczego – nikt nam nie powiedział. Wiedzieliśmy, że VII Brygada jest przed nami i że gdzieś tam dalej w lewo i w przód 13. Dyw. Piech.

    W każdym razie gdzieś chyba o godzinie 9:00 ruszyliśmy marszem bardzo forsownym, prawie bez przerwy kłusem, w kierunku Komarowa, a 12. P. Uł. wysforował się naprzód i na przełaj, gdzieś „w prawo w przód”. Od północnego zachodu dochodził nas coraz gęstszy odgłos ognia artylerii. To biła się VII. Brygada naszej Dywizji. Około godziny 11:00, zaraz po przejściu przez Wolicę Śniatycką, nasz i 14. P. Uł. rozwinęły się do szarży i ostatecznie oczyściły i zajęły grzbiet 255, o który walczyła cały ranek VII. Brygada. Strat prawie że nie odnieśliśmy, chociaż pokropiła nas od zachodu własna artyleria ( 13.P.A.P ), która już poprzednio „wstrzelała się” na ten grzbiet, ostrzeliwując 12.P.Uł. U nas, w 1-ym szw., był bodaj że tylko jeden ranny, kpr. Pająk, któremu odłamek szrapnela urwał nogę poniżej kolana. Nastała cisza, VII. Brygada została na miejscu, a my, tj. VI. Brygada zostaliśmy przesunięci na północ w kierunku na Niewirków. Nie dochodząc tam, nasz 1-szy szwadron i pół 2-go szwadronu zostały zatrzymane w rejonie wzg. 245,8 z zadaniem, o ile dzisiaj pamiętam, obserwacji szosy Zamość-Werbkowice i ubezpieczenia brygady z tego kierunku. Nie pamiętam, gdzie w tym dniu był nasz d-ca szwadronu rtm. Józef Płużański, ale szwadronem dowodził w tym dniu por. Edward Milewski, a młodszymi oficerami byli : por. Olgierd Slizień i, zdaje mi się, por. Wicher. Na wzg.245.8 stanęliśmy w linii plutonów pieszo, przy koniach z popuszczonymi pręgami, a tylko okresowo patrole, przeważnie w sile sekcji tj. 6 ludzi, były wysyłane na północ i płd.-zachód.

    Dzięki zapobiegliwości szefa szwadronu, wacht. Mańko, mięliśmy nawet trochę siana, bo kazał on nam jeszcze w Tyszowcach poskręcać powrósła z siana i przytroczyć je z prawej strony do tylnego łęku. Wyglądało to niepięknie, ale mieliśmy siano, zresztą konie nasze na szczęście wypoczęły dobrze w Tyszowcach, a ten przemarsz forsowany do bitwy też za bardzo się na nich nie odbił. Stałem tak koło mego „Maćka”, jednego z najlepszych koni „Szwadronu Podolskiego”, bo to był koń mego d-cy plutonu, plut. Józefa Wleciały, który będąc ranny postrzałem przez oba uda pod Frydychówką k/Wołoczysk, w czasie odwrotu z Ukrainy, konia tego oddał mnie, grożąc wszystkimi mękami piekielnymi, jeżeli mu się coś stanie. Pożywialiśmy się czym kto miał, ja na szczęście miałem jeszcze kilka kabanosów, w które zaopatrzył mnie jeszcze przed wyjazdem z Tarnowa pan Skolimowski, właściciel cukierni „Delekta”, znajomy mojego ojca, a w czasie jego nieobecności mój opiekun w okresie przebywania w kadrze w Tarnowie. Chleb i jajka gotowane miał nasz niezawodny gospodarz w sekcji, uł. Kazanecki, więc się jakoś pożywiliśmy. Poza nami dwoma byli w sekcji jeszcze dwaj starzy ułani : Dąbrowski i Żmuda oraz dwaj ochotnicy : Gwiazdorski i Kotwica.

    Było już chyba koło godziny 17:30, gdy por. Milewski dał mi rozkaz wyruszenia z sekcja na patrol, wskazując mi w terenie co mam zbadać; ostatnim przedmiotem były zarośla na płn.-zach. Stoku grzbietu 255. Rozsypałem sekcję harcownikami „po dwóch” co jakieś 15 – 20 kroków i ruszyliśmy w kierunku na Cześniki. Tu muszę wyjaśnić sprawę rozsypywania się harcownikami „po dwóch”. Otóż, ponieważ Budionnowcy mieli w swym uzbrojeniu bardzo wiele rewolwerów, bądź tzw. „obriezów” tj. obciętych karabinków, z których strzelali z koni, u nas wprowadzono zwyczaj rozwijania się harcownikami „ po dwóch „ tak, że jeden ułan był z lancą a drugi z karabinkiem, które w tym celu były noszone przez lewe ramię, lufa w dół, na pasie przyczepionym oboma końcami do strzemiączka na kolbie, zupełnie tak jak to nosili strzelcy konni Księstwa Warszawskiego i Królestwa Kongresowego. Z kierunku Cześnik padło na nas parę strzałów, ukryliśmy się więc w jakiejś fałdzie terenu i posunęliśmy się dalej na zachód, zachód potem na południe. Jechałem prawie że pod słońce kiedy zbliżyliśmy się do zarośli na stoku wzgórza 255 i tu nie mogłem oczom uwierzyć : zarośla ruszały się! Tak, były pełne kozaków, posuwających się, ogólnie biorąc, z zachodu na wschód. Widocznie zauważono nas, bo zwrócono kilkanaście koni w naszym kierunku. Zdążyłem tylko krzyknąć do patroli : „Nazad – do szwadronu!” i pogalopowaliśmy, a za nami pogoniło tylko kilkanaście strzałów. Gdy dopadłem szwadronu i chciałem meldować – szwadron stał już na koniach w linii plutonów frontem na te zarośla, a obok te pół 2-go szwadronu. Por. Milewski tylko krzyknął : „Stawaj na miejsce!”, a plutonowy Grzybkowski ”podżyrował” to dodatkiem „na miejsce łajzy” i ruszyliśmy kłusem, by po kilkudziesięciu krokach przejść i w „rozwinięty” i w galop.

    W momencie, gdyśmy się zbliżyli do kozaków na jakieś 40 kroków, u nich zaczął się już ruch do tyłu tj. na zachód, a tylko kilkadziesiąt koni wykonało jakieś zamarkowane uderzenie w naszym kierunku, ale i to nie trwało ponad kilkanaście sekund. Dognaliśmy ich i wtedy udało mi się po raz pierwszy i ostatni w życiu „uszkodzić” nieprzyjaciela – bo zsadzili lancą kozaka z konia, niemal że gubiąc i lancę. Zapędziliśmy się dość daleko i dopiero dość gęsty ogień z taczanek nas powstrzymał. Krzyki dowódcy szwadronu i szefa „Apel!” zebrały nas.
    Bitwa pod Komarowem była skończona.
    Zaznaczam, że ani wtedy ani dzisiaj, gdy opisuję te przeżycia, nie miałem odnośnej mapy, operując obecnie tylko pamięcią i dostępnymi mi szkicami z książki płk-ka Krzeczunowicza „Ułani Księcia Józefa”. Proszę więc bardzo wszystkich zainteresowanych o nie oskarżanie mnie o nieścisłość, pisałem jak i co pamiętam. UWAGA: Dla nie znających historii 1.P.Uł.Krechowieckich czytelników wyjaśniam co to był ten wspomniany przeze mnie w tekście „Szwadron Podolski”. Otóż to był szwadron marszowy Pułku, szef –st. wach. Wilczek. Szwadron ten, jak pewnego rodzaju kadra polowa, został w czasie ofensywy Kijowskiej wysłany do rej. Winnicy, jako zapełnienie „tyłów”. Szwadron stał w m. Rożanka koło Winnicy. Gdy zaczął się odwrót spod Kijowa szwadron, nie mając możności dotarcia do Pułku, wycofywał się początkowo samodzielnie, a potem dołączył do 12.Dyw.Piech. , z która odbył gros odwrotu por. Rudnicki, pod cukrownią Frydrychówka. Szwadron potem, po załadowaniu w Krasnem, wrócił do Tarnowa do kadry i tam po uzupełnieniu ozdrowieńcami ozdrowieńcami ochotnikami – wyszedł ponownie jako marszówka – jak wyżej opowiedziałem.

    -----------

    gen Aleksander Pragłowski.

    Biografia: Aleksander Pragłowski urodził się 10 lutego 1895 w miejscowości Paszowa, w powiecie leskim. W latach 1905-1912 uczył się kolejno w niższej szkole realnej w Fisachu i wyższej szkole realnej w Hranicach. Po ukończeniu tej ostatniej w 1912 roku wstąpił do Akademii Wojskowej w Wiener Neustadt, gdzie w latach 1912-1914 studiował na wydziale kawalerii. Po ukończeniu szkoły został przydzielony do austriackiego 4 Pułku Ułanów. Wraz z tym pułkiem w okresie od grudnia 1914 roku do października 1918 roku brał udział w walkach frontowych nad Dniestrem, w Karpatach i w Alpach, pełniąc kolejno funkcje dowódcy plutonu, szwadronu i grupy szturmowej. Awansował na porucznika w 1916 roku[1]. W dniu 3 listopada 1918 roku wstąpił do Wojska Polskiego początkowo jako dowódca kompanii, a następnie batalionu w Grupie Sanockiej. W grudniu 1918 roku zostaje zastępcą szefa sztabu Grupy Operacyjnej gen. Henryka Minkiewicza, a następnie od marca 1919 był zastępcą szefa sztabu 3 Dywizji Piechoty. Następnie pełnił funkcje szefa I, a później III oddziału w dowództwie Frontu Galicyjsko-Wołyńskiego, funkcję tę pełnił do marca 1920 roku, kiedy został szefem sekcji „Wschód” III oddziału Naczelnego Dowództwa Wojska Polskiego. Po wybuchu wojny polsko-bolszewickiej w lipcu 1920 roku pełnił obowiązki oficera sztabu Naczelnego Dowództwa[1], szefa sztabu 1 Dywizji Jazdy, a następnie Korpusu Jazdy gen. Juliusza Rómmla i brał udział w walkach.

    Moje pokolenie kształtowało swój romantyzm na sienkiewiczowskiej "Trylogi". Czyż możemy przypuszczać, że przeżyjemy my sami widziadła jej opisów, bijąc się na tym samym terenie z kozakami, którzy nie zmienili się od czasów Chmielnickiego. Stało się to w roku 1920, kiedy to konna armia kozacka Budiennego, licząca 20 000 szabel, przerwała się na Podolu przez nasza piechotę i posuwała się na zachód krzewiąc popłoch i zamieszanie. Taktyka walki kozackiej zmieniła się niewiele. Pomimo dział i szybkostrzelnych taczanek, stosowali oni z lubością szarże w szyku konnym i posługiwali się z świetnie szablą.

    -------------------

    Stefan Dembiński Polscy ułani dotarli do Komarowa, którego ludność powitała ich niezwykle serdecznie. „Nigdzie więcej nie spotkałem– wspominał Stefan Dembiński – takiej szczerej serdecznej przychylności dla żołnierza jak w tych stronach. Żaden ułan i koń nie opuścił głodny ich gościnnych progów, a co ważniejsza, unosił ze sobą cząstkę ich serca i świadomości, że walczy za wielką i sprawiedliwą sprawę”.Z kolei ppor. Bronisław Wojciechowski napisał: „A zwycięstwo było nam w tym dniu pisane. Zwiastowało nam o tem nasze przeczucie własne, tajemne. Zwiastowały działa nasze, które grzmiały jakoś więcej tryumfalnie, niż dni ubiegłych. Zwiastowały dzwony zwycięstwo co biły w kościele pobliskim, gdzie przed godziną ksiądz z monstrancją błogosławił nas, jadących na bój śmiertelny. Klęczeli wieśniacy przed chatami błagając Pana Zastępów o zwycięstwo dla braci, szlochały kobiety, wyciągające ręce ku niebiosom i żegnając nas pobożnem , kiedyśmy w pędzie już bitewnym gnali za wrogiem. A słońce jasne i piękne po raz pierwszy od dni wielu uśmiechało się ku nam w tysięcznych blaskach i wzniecało pełną radość życia”.

    W wielkiej bitwie kawaleryjskiej, która trwała przez cały dzień 31 sierpnia, wzięło udział 6 pułków polskich oraz 10 bolszewickich (z 11 i 6 Dywizji Jazdy). Kronikarz tego boju, rotmistrz Kornel Krzeczunowicz, tak zapisał: „Owego dnia Dywizja Jazdy miała iść jako boczne ubezpieczenie 13 Dywizji Piechoty, w kierunku północnym na Cześniki. Już o godzinie 7 natyka się swoim pierwszym rzutem na oddziały armii konnej u zachodniego krańca bagien komarowskich we wsi Wolica Śniatycka i w ten sposób dochodzi na wyżynie na północ od linii bagien do największego w XX wieku, całodziennego boju konnego i śmiem twierdzić – największego od 1813 roku. Takiego boju nie było przez następne 107 lat”. Dla przebiegu bitwy pod Komarowem najbardziej istotne były szarże pułków 7 Brygady Jazdy, wykonane w godzinach rannych. Płk Brzezowski wspominał: „Po zorientowaniu się w terenie i przestudiowaniu mapy wiedziałem, że muszę zająć jak najprędzej wzgórze 255, na północ od Wolicy Śniatyckiej. Był to punkt dominujący, który umożliwiał obserwację aż po Sitno. Posiadanie tego wzgórza zabezpieczało 6 Brygadzie podejście i dawało podstawę do rozpoczęcia właściwej naszej akcji, jednym słowem, wzgórze 255 było kluczem sytuacji. Na całym długim południowym stoku wzgórza 255, które ciągnie się w kierunku wschodnim na Śniatycze, nie mogłem na razie stwierdzić nieprzyjaciela; artyleria nieprzyjaciela strzelała z kierunku Cześniki. 2 Pułk Szwoleżerów i 8 ułanów zbierały się szybko. 9 pułku nie było, miałem więc tylko dwa pułki”.

    ODSŁUCHAJ - Wspomnienia gen. St. Dembińskiego z bitwy pod Komarowem - 31.08.1920 r. - nagranie Polskie Radio


    ----------
    Bój poranny

    Płk Brzezowski, dowódca 7. Brygady Jazdy, o początku porannego boju: Była godzina 8, gdy szwoleżerowie zajęli Wolicę Śniatycką, szybko doprowadzono im konie, by jak najprędzej zajęli grzbiet 255. Szwadrony 8. Pułku Ułanów oczyszczały zaś wieś Antoniówkę, przy czym zdobyły cały tabor samochodów sztabu Budionnego. Tymczasem Pułk Szwoleżerów, dosiadłszy koni, wysłał patrole bojowe, sam zaś zaczynał podchodzić pod górę. Szedł wzdłuż drogi Wolica - Cześniki: na wschód od wzgórza 255 wysłałem z odwodu 2. szwadron 8. Pułku Ułanów. Patrole szwoleżerów nie doszły jeszcze do szczytu góry, kiedy nagle ukazały się na horyzoncie duże masy kawalerii. Pędziły w kierunku południowo-zachodnim. Dopiero po chwili masa ta rozdzieliła się na duże kolumny, z których jedna skierowała się wprost na południe na 2. Pułk Szwoleżerów. Druga pędziła na Bródek. Cała moja uwaga skierowana była na masę, która z góry waliła na szwoleżerów. Widziałem, że pułk ten tak potężnego uderzenia wytrzymać nie jest w stanie i że będzie w krótkim czasie z dużymi stratami zepchnięty na Wolicę Śniatycką, a może nawet zawahać się i nawróci przed szarżą. A jednak ta szczupła garstka szwoleżerów ani na moment się nie zawahała: słyszę ich zdecydowany okrzyk hurra! i już tworzy się jedna skłębiona masa - walka wręcz się rozpoczęła. Pozostały mi jeszcze dwa szwadrony liniowe i szwadron km 8. Pułku Ułanów. W tym krytycznym momencie podjeżdża do mnie galopem major Dembiński, dowódca 9. Pułku Ułanów, melduje swoje przybycie z pułkiem. Nocował w Tyszowcach, od godz. 5 jest w marszu i przebył już 20 km. Pokazuję mu, co się dzieje na wzgórzu, i daję rozkaz do szarży. Major Dembiński galopem podjeżdża do swojego pułku, widać, jak wyjeżdżają taczanki, a za nimi szykuje się pułk do natarcia. Obawiam się, że szwoleżerowie nie wytrzymają do przybycia 9. Pułku Ułanów i śledzę wciąż marsz tego pułku, a chociaż ułani szybko się posuwają, mam wrażenie, że trwa to bez końca. 2. Pułk Szwoleżerów wytrzymał. Szarżował raz po raz i podtrzymywał walkę konną z niezwykłym męstwem, nie ustępując terenu. Walka się wzmogła.

    ----------
    rtm Bolesława

    "Zawahały się szeregi bolszewickie, zamarł krzyk przeraźliwy, który przechodził już w nutę zwycięstwa. A kiedy oba szwadrony, nie zważając na przewagę liczebną rozsypanych na polu nieprzyjaciół, wbijają się między nich klinem - zawracają bolszewicy w pośpiesznej ucieczce ku Cześnikom. Mimo zmęczenia poprzednich dni pędzą za nimi nasi ułani. Już dopadają pojedynczych grupek nieprzyjaciół, sieką, biją, rąbią. Konie, choć upadają na mokrej zaoranej ziemi, dobywają wszystkich sił, aby jeźdźcom swoim dać możność doścignięcia wroga. Zda się pościg zmieni się w klęskę zupełną bolszewików. Coraz bezładniejsze wielkie ich kupy uchodzą przed rozhukanym, choć słabszym liczebnie przeciwnikiem. Na skraju lasku między Wolicą Śniatycką a Cześnikami stoją zgrupowane nowe oddziały bolszewickie. Szereg taczanek wita nas z ukrycia gęstym ogniem. Artyleria własna i bolszewicka huczy i razi przedpole. Zabrakło tchu naszym do przezwyciężenia nowej przeszkody, wahają się chwilę. Temsamem odwrót zadecydowany. Ale za nami stoją trzy świeże szwadrony i wszystkie taczanki. Nie mogąc zwalczyć wroga w ataku wręcz, podprowadzamy go pod nie zawodzące nigdy nasze "maszynki"; tamte szwadrony przyjmą pierwsze uderzenie wroga, odepchną go, a my nabierzemy znowu sił i skoczymy ku nim. Radość... Już widać galopujące kare konie 3. szwadronu, tuż obok gniadosze 4., a dalej na lewym skrzydle siwki 5. szwadronu. Walka rozszerza się na prawo i lewo. Rzucamy się znowu w wir. I nie odróżnić już gniadych koni od karych, nie słychać w zgiełku komendy ani nawoływania. Walczą ułani w grupkach mniejszych i większych. Wytrzymują straszny nacisk wroga, to ustępując, to prąc przed siebie. Nic to, że artyleria nieprzyjacielska i nasza razi nas piekielnie, wyrwy śmiertelne czyni wśród ludzi i koni... Nic to, że tchu w piersiach naszych nie staje, a gromkie hurra! kozackie grzmi coraz zuchwalej... I znowu ustępujemy, a chwila ciężka, krytyczna".

    ----------
    Po bitwie

    A. Pragłowski: "Nie atakują już bolszewicy. Cisza przed nami zupełna. I znowu zbieramy się w gromadkach. Radzimy cicho o minionych chwilach grozy. Liczymy poległych. Znowu kilkunastu ubyło z naszych przerzedzonych szeregów. Ranny bardzo ciężko por. Edward Wania, który otrzymawszy kontuzję w przedpołudniowej bitwie, po odzyskaniu przytomności wbrew rozkazowi dowódcy pułku wraca do 2. szwadronu i rzuca się w największy ogień. Obok niego cudów waleczności dokazuje niezrównany szermierz wachmistrz Bolesław Ziemba i ginie śmiercią walecznych w szarży na karabiny maszynowe. Straty, jakie pułki w tej bitwie poniosły, były bardzo duże, zwłaszcza 9. Pułku Ułanów. Pułk ten stracił 4 dowódców szwadronów (...). Straciliśmy wielu żołnierzy i podoficerów. Konie nasze pokotem kryły plac boju. Niejeden z nas cicho opłakiwał zgon przyjaciela lub wiernego konia. Noc okrywa całunem pole dwukrotnej bitwy."

    Tadeusz Machalski: "Księżyc zalewał mdłym światłem pola, które stały się polami chwały kawalerii polskiej. Dostojna cisza zaległa dookoła. Wszyscy byli u kresu sił, wyczerpani w najwyższym stopniu. Konie stały ze zwieszonymi łbami przy ułanach, leżących pokotem na ziemi, tam gdzie byli. Zbierano rannych i poległych. Niekiedy suchy strzał oznaczał koniec żywota nieuleczalnie rannego końskiego towarzysza broni".

    -----------

    Z notatnika mjr. Władysława Kołaczkowskiego,   DOWODCY l‐szej BATERII   3‐go DYWIZJONU ARTYLERII KONNEJ.

    25 sierpnia zajmujemy 6-tą brygadą jazdy rejon Oserdowa, Budenina, Mycowa, Chłopiatyna i tu nawiązujemy styczność z Budiennym i jego 6-tą dywizją jazdy. 27 sierpnia. Pod Oserdowem i Chłopiatynem bolszewicy natarli na naszą 6-tą brygadę jazdy, lecz 14-ty pułk ułanów spędził ich brawurową szarżą. Podczas tej szarży moja bateria w rozwiniętym szyku wyjechała w jednej linii z ławą naszej jazdy i ogniem wspierała szarżę. Rannym tu został dowódca 14-go pułku por. Masalski, tak, że pułk objął po nim konny artylerzysta kapitan Belina Prażmowski z 1-szej baterii 4-go D.A.K. Tutaj też ogniem naszej baterii niszczę punkt obserwacyjny artyleryjski w Artasowie zabijając jego dowódcę. Podczas wybierania następnych punktów obserwacyjnych dla mojej baterii pod Przemysłowem wraz z kilkoma ludźmi ze swoich wywiadowców i kilkoma ułanami z 14-go pułku zaszarżowałem oddziałek jazdy bolszewickiej, który, choć liczniejszy znacznie od nas, rejterował za ciągnący się obok lasek.

    29 sierpnia. Wymaszerowujemy całą dywizją na Tyszowce przez Waręż, Dołchobyczów, Nabróż. Pod Warężem tylko napotyka dywizja na opór bolszewicki, który łatwo odpieramy. Forsownym marszem przy ulewnym deszczu, który zaczął lać od południa dążymy na nocleg do Nabroża, wysławszy do Tyszowiec tylko 1 pułk ułanów i jeden pluton mojej baterii. W Tyszowcach zdobyto kompletny działon bolszewickiej artylerii konnej kozackiej, zostaje on za zgodą wziętych do niewoli Kozaków w całości wcielony do mojej baterii z rudobrodym Kozakiem na czele kozackiej armaty. 30 sierpnia. Dywizja zgodnie z otrzymany rozkazem maszeruje w kierunku Zamościa, przy czym 7-ma brygada idzie w straży przedniej. Zajmujemy rejon Wolica Brzozowa, Zubowice. Dzień ten po wczorajszym uciążliwym marszu był odpoczynkiem dla wszystkich, gdyż zrobiliśmy zaledwie dwadzieścia parę kilometrów.

    9-ty pułk ułanów, który osłaniał nasze przejście przez Waręż dotychczas nie dołączył podobno został gdzieś odcięty w kierunku na Rawę Ruską. 31 sierpnia. Wypogodziło się zupełnie. 9-ty pułk ułanów po zrobieniu sześćdziesięciokilometrowego marszu nocnego dołączył nad ranem do swojej l-ej brygady jazdy. Od samego rana 7-ma brygada już się związała bojem z nieprzyjacielską 11-tą dywizją kawalerii Budiennego. Kiedy 6-ta brygada jazdy podciągnęła trochę z opóźnieniem pod Komarów, już całe wzgórze na północ od Komarowa pod Wolicą Śniatycką było zasiane rozsypanymi oddziałami naszej i bolszewickiej jazdy. Z momentem podciągnięcia się 6-tej brygady wszystkie nasze konne baterie zaczęły wspomagać z odkrytych pozycji naszą jazdę. W dniu tym prócz dowodzenia swoją baterią miałem dowództwo nad całym 3-m D.A.K., w skład którego prócz mojej wchodziła 3-cia bateria pod Kwiatkowskim. Zastanawiający wypadek zaszedł w tej baterii tego dnia. Około południa dałem por. Kwiatkowskiemu rozkaz zajęcia pozycji koło młyna parowego przy kirkucie, przodki z koniowodami stały nieopodal trochę schowane za kirkut. W pewnej chwili granat bolszewicki trafił w zad jednego z koni zaprzęgowych na którym siedział jezdny. Koń rozerwany padł, lecz jezdny cudem ocalał. Tego dnia bateria ta straciła tylko jednego żołnierza i był to właśnie ten sam jezdny, który zginął pod wieczór, przypadkowo od zabłąkanej kuli bolszewickiej. W tym czasie nasz 9-ty pułk ułanów dostał się pod silny ogień naszej artylerii polowej z 13-tej dywizji piechoty.

    Pułk poniósł ciężkie straty, co wykorzystując bolszewicy zaszarżowali, a nasi w wielu miejscach zaczęli się wycofywać. Dopiero szarża 1-go pułku Krechowieckiego znów zepchnęła ławy bolszewickie z dominujących szczytów wzgórz. Przybliżone obliczenia związanej w walce jazdy wynosiły z naszej strony około 4.000 szabel i z bolszewickiej około 14.000. Widok był zaiste godny pędzla batalisty od czasów Napoleońskich takiego skupienia jazdy w walce nie spotykamy. Jeszcze rano przy podchodzeniu do Komarowa 12-ty pułk ułanów został skierowany na prawe skrzydło, gdzie musiał przejść wąską grobelkę przez bagna na Śniatycze i zająć okupowane przez bolszewicką jazdę wioski i chutory. Ja miałem ogniem mej baterii umożliwić pułkowi to zadanie, co zostało szybko i szczęśliwie wykonane. Koło południa, minąwszy z baterią Komarów i groblę odchodzącą na prawo od głównego gościńca, poza młynem parowym w kierunku na Brudek zająłem pozycję u podnóża wzgórz. Działon kozacki wcale dobrze spisywał się, gdyż Kozak, brodaty celowniczy, chętnie i szybko wynajdywał cele ruchome i skutecznie je obstrzeliwał celowaniem na wprost.

    Podczas rannych szarż na wzgórzach padł drugi z moich kolegów z l-szej Oficerskiej Szkoły Jazdy w Warszawie, oficer 9-go pułku ułanów por. Lachowicz, dowodzący tam szwadronem. Prócz niego pułk ten stracił w tym dniu jeszcze dwóch dowódców szwadronów i dużą ilość ułanów. Po decydującej szarży 1-go pułku Krechowieckiego i zajęciu całego pasma dominujących wzgórz i ja z baterią wyjechałem na szczyt, skąd roztaczał się rozległy widok na leżące w dole i odległe o kilka kilometrów Cześniki, Miączyn, Niewirków i Dub. Stąd widzieliśmy masę żywych poruszających się celów, do których prowadziliśmy nieustanny i skuteczny ogień. Z rozkazu znalezionego w kieszeni zabitego dowódcy bolszewickiej brygady jazdy stwierdzono jeszcze raz, że mieliśmy przed sobą 11-tą i 4-tą dywizję jazdy Budiennego, a jak się potem okazało również 6-tą i 14-tą dywizję. Po południu, wobec zmęczenia 7-ej brygady jazdy, pozostaje ona z tyłu dla odpoczynku. Baterie pozostają na wzgórzach dla ewentualnego wspierania naszej 6-tej brygady, która ma za zadanie, wobec widocznej rejterady bolszewickiej, odciąć im odwrót na Koniuchy, Dub, Werbkowice. Dla osłony mojej baterii pozostaje od strony lasu Cześnickiego tylko półszwadron 1-go pułku Krechowieckiego pod dowództwem por. Czapskiego i jeden szwadron 2-go pułku szwoleżerów na prawo od baterii. Akcja zdaje się być już zakończona. Około godziny 18-tej otrzymuję rozkaz skierowania obydwu będących pod moim dowództwem baterii (mojej i Kwiatkowskiego) w ślad za idącą na wschód 6-tą brygadą jazdy, z którą też poszedł i dowódca dywizji płk Rómmel.

    Odpowiedni rozkaz wydaję bateriom, pozostawiając z mojej tylko jedno działo z przodkiem obok, bez jaszcza. Chciałem oddać jeszcze kilka strzałów do uciekających na horyzoncie bolszewików. Zaledwie baterie moje odeszły, gdy nagle z jaru odległego o około 1 km wyłonił się w zwartym szyku duży oddział jazdy, a ślad za nim drugi taki sam oddział. Trzeba się było szybko zorientować czy są to nasi czy bolszewicy. Zdecydowałem i otworzyłem ogień na wprost z mego jednego działa. Z mojej odchodzącej baterii jeden pluton pod por. Mirskim też na chwilę z boku otworzył ogień, lecz wobec niepewności czy to są na pewno bolszewicy ognia zaprzestał i zaprzodkowawszy się, odjechał. Na sprawnej pracy mojego jedynego działa zawisł teraz rezultat całodziennych zmagań. Dwie ławy bolszewickie, jak się później okazało część 6-tej dywizji Budiennego, dążyły do odcięcia nas od grobli, którą weszliśmy całą dywizją na dominujące nad okolicą wzgórza. Wahania, czy to bolszewickie oddziały tak nagle się ukazały, czy to może jakieś bliżej niezidentyfikowane nasze oddziały, przeżywało podobno i całe moje dowództwo wyższe. Sprzeczne rozkazy do mnie, strzelać i nie strzelać, były wysyłane, ale żaden nie dotarł. Zbyt niebezpieczny stał się punkt gdzie stało moje działo, szwadrony stojące w osłonie baterii, jako o wiele mniej liczne już by nam się na nic nie przydały, więc wycofały się. Zostaliśmy całkiem sami, strzelając celnie do z sekundy na sekundę zbliżającej się do nas ławy nieprzyjacielskiej. Usiadłem sam przy celowniku i strzelając kartaczami w masę zmusiłem bolszewików do zmiany kierunku z na wprost na mnie na defilujący. Na szczęście dla nas nie rozdzielili się, lecz poszli razem bardziej w lewo ode mnie, wciąż znajdując się pod moim obstrzałem. Niedobitki już wpadły na przybywający z odsieczą 8-my pułk ułanów i zostały na placu boju (2).

    2. Wypadek ten podaje w swojej książce Ostatnia kampania konna (Tom 73 serii czerwonej Biblioteki Polskiej, Londyn, 1971) Kornel Krzeczunowicz, ówczesny dowódca 8-go pułku ułanów, przytaczając na str. 272 i dalszych relację ówczesnego d-cy 7-mej brygady jazdy płk. Brzezowskiego. Płk Brzezowski sądził jednak, że ogień do bolszewickiej kawalerii która pod wieczór niespodziewanie wyszła na tyły 6-tej brygady, zagrażając wynikowi całodziennej zwycięskiej dotychczas bitwy, otworzyły baterie stojące na podkomarowskich wzgórzach. Pisze on: Było widać jak rażone naszymi pociskami rozlatują się całe szwadrony. Nie wiedział, że w tym czasie artyleria już odeszła, podążając za 6-tą brygadą, a zostało tylko 1 działo i tylko to jedno działo prowadziło ogień.

    Odznaczeni srebrnym krzyżem Orderu „Virtuti Militari” V klasy za wojnę 1918-1920 Spis utworzony na podstawie "Zarys historii wojennej 8-go pułku ułanów ks. Józefa Poniatowskiego" s. 34

    por. Lucjan Bochenek, st. uł. Roman Bogusławski, ppłk Henryk Brzezowski, st. uł. Franciszek Chojecki, ppor. Piotr Cielecki-Zaremba, kpr. Leon Ćwikła, plut. Jan Czarnecki, plut. Franciszek Dobosz, ppor. Edward Dzieduszycki, plut. Jakub Flank, wchm. Leon Gaszczyk, st. wchm. Karol Geier, ppor. Jan Gerlicz, ppor. Henryk Gliński, ppor. Andrzej Głuszkowski-Janicki, ppor. Alfred Godlewski, ppor. Zbigniew Haszlakiewicz-Gotlieb, st. wchm. Antoni Janeczko, pchor. Zbigniew Jaroszyński, st. wchm. Michał Kędryna, wchm. Paweł Kijowski, st. uł. Antoni Konieczny, kpr. Jan Kozioł, plut. Marian Krełowski, por. Aleksander Krzeczunowicz, por. Kornel Krzeczunowicz, ppor. Kazimierz Lasocki, wchm. Jan Łabudzki, plut. Karol Łanocha, por. Franciszek Łukasiewicz, por. Adam Łupkowski, st. uł. Czesław Morawski, kpr. Józef Nachman, plut. Wojciech Nowak, plut. Stanisław Olejarski, chor. Leopold Orłowski, rtm. Józef Pająk, ppor. Edward Pisula, st. uł. Jan Podsiadło, por. Stanisław Pokładnik, mjr Karol Rómmel, wchm. Antoni Rypień, por. Janusz Sękowski, rtm. Ludwik Słotwiński, rtm. Adam Sołowij, ppor. Stanisław Starczewski, uł. Andrzej Sterliński, plut. Franciszek Szczepaniec, ppor. Jan Tetmajer, por. Roman Traczewski, ppor. Stefan Traczewski, uł. Wacław Wierzbicki, uł. Zygmunt Wiśniewski, ppor. Eustachy Włodzimirski, uł. Piotr Woch, wchm. Jan Zając, kpr. Feliks Żebracki, st. uł. Józef Żak.








    Bitwa pod Komarowem - relacje uczestników rok 1954

    gen bryg. Stefan Dembiński, gen bryg. Stanisław Kopański, gen dyw. Tadeusz Bor-Komorowski, ppłk. Kornel Krzeczunowicz, mjr. Edward Boniecki




    Poniższy tekst pochodzi z książki "Komarów. Ocalić od zapomnienia" Anna Wojdy i Beata Biszczan

    Szefem sztabu był rotmistrz późniejszy generał Aleksander Pragłowski. Dywizja składała się z:

    6. Brygady Kawalerii (dowódca płk Konstanty Plisowski, szef sztabu por. Janusz Iliński), w której skład weszły: 1. Pułk Ułanów Krechowieckich pod dowództwem płk Sergiusza Zahorskiego, 12. Pułk Ułanów Podolskich pod dowództwem rtm. Tadeusza Komorowskiego i 14. Pułk Ułanów Jazłowieckich pod dowództwem kpt. art. Michała Beliny - Prażmowskiego;

    7. Brygady Kawalerii (dowódca płk Henryk Brzezowski, szef sztabu rtm. Witold Morawski), która składała się z 2. Pułku Szwoleżerów Rokitniańskich pod dowództwem mjr Rudolfa Ruppa,

    8. Pułku Ułanów im. Księcia Józefa Poniatowskiego pod dowództwem rtm. Kornela Krzeczunowicza, 9. Pułku Ułanów Małopolskich pod dowództwem mjr Stefana Dembińskiego; Kombinowanego Dywizjonu Arytlerii Konnej (dowódca mjr Leon Hózman - Mirża - Sulkiewicz) składającego się z Baterii 1. Dywizjonu Artylerii Konnej, 3. Dywizjonu Artylerii Konnej i 6. Dywizjonu Artylerii Konnej.

    Pierwsza Dywizja Jazdy była już od 12 tygodni w nieustannej walce z armią Budionnego. Wprawiła się w walce z tym szczególnym przeciwnikiem, znała jego zwyczaje, taktykę walki i była gotowa do ostatecznego z nim boju. Poznała to przez liczne, bolesne doświadczenia walk odwrotowych, w których poniosła ciężkie straty. Składała się jednak z tak doborowych oddziałów, że nie tylko nie straciła dobrego ducha, ale ponadto żywiła głębokie pragnienie odwetu. Tajemnica powodzenia 1 Dywizji Jazdy tkwiła w jej bitności.

    Droga do ostatecznego zwycięstwa nie była łatwa. Trakt, którym maszerowaliśmy przemienił się w krótkim czasie w rozmokłe bezdroże (deszcz padał bez przerwy przez 2 dni). Konie zapadały do stawów skokowych, armaty grzęzły po osie. Zziębliśmy do kości (...). 7 brygada, przepuszczona na zmianę na czoło dywizji, posuwa się wolno w niepojętym błocie. Stan fizyczny przemoczonych oddziałów jest godny pożałowania. Brygada dochodzi dopiero wieczorem do Komarowa15 (30 sierpnia), gdzie nawiązuje łączność z 13 Dywizją Piechoty.

    Cała Dywizja Jazdy liczyła pod Komarowem 1,5 tysiąca żołnierzy, około 70 ciężkich karabinów maszynowych i około 12 - 16 dział. Armia Konna Siemiona Budionnego składała się natomiast z czterech Dywizji Kawalerii (4, 6, 11, i 14) oraz Brygady Specjalnej. Pod Komarowem liczyła ponad 6 tysięcy żołnierzy, około 350 ciężkich karabinów maszynowych oraz około 50 dział.

    31 sierpnia 1920 r. ludność Komarowa i okolic stanęła w obliczu walki z wrogiem. Ludność witała nas z oznakami wielkiej radości i dziwną rzewnością. Przypominam sobie dokładnie kilku starych wieśniaków, którzy widząc nadciągające wojsko polskie klękali na nasz widok, modląc się do Najwyższego o zwycięstwo dla swoich. Ksiądz prowadził procesję wokoło kościoła i z monstrancją w ręku błogosławił przyciągającemu wojsku. Zdejmowaliśmy pobożnie czapki, a na sercu robiło się nam raźniej. Nigdzie więcej nie spotkałem takiej szczerej serdecznej przychylności dla żołnierza jak w tych stronach. Żaden ułan i koń nie opuścił głodny ich gościnnych progów, a co ważniejsza, unosił ze sobą cząstkę ich serca i świadomości, że walczy za wielką i sprawiedliwą sprawę. Ppr. Bronisław Wojciechowski z 9 Pułku Ułanów Małopolskich wspominał ten dzień: A zwycięstwo było nam w tym dniu pisane. Zwiastowało nam o tem nasze przeczucie własne, tajemne. Zwiastowały działa nasze, które grzmiały jakoś więcej tryumfalnie, niż dni ubiegłych. Zwiastowały dzwony zwycięstwo co biły w kościele pobliskim, gdzie przed godziną ksiądz z monstrancją błogosławił nas, jadących na bój śmiertelny. Klęczeli wieśniacy przed chatami błagając Pana Zastępów o zwycięstwo dla braci, szlochały kobiety, wyciągające ręce ku niebiosom i żegnając nas pobożnem "Boże błogosław", kiedyśmy w pędzie już bitewnym gnali za wrogiem. A słońce jasne i piękne po raz pierwszy od dni wielu uśmiechało się ku nam w tysięcznych blaskach i wzniecało pełną radość życia.

    Bój konny pod Komarowem trwał cały dzień, a przedpołudniowa walka prawie trzy godziny. W boju wzięło udział sześć pułków po stronie polskiej i dwadzieścia pułków po stronie rosyjskiej. W porannych szarżach wzięły udział wszystkie stopniowo wprowadzane pułki polskie i co najmniej dziesięć pułków (według danych Budionnego) rosyjskich. Kronikarz tego boju, osobiście dowodzący rotmistrz Kornel Krzeczunowicz, tak m. in. zapisał: Owego dnia Dywizja Jazdy miała iść jako boczne ubezpieczenie 13 Dywizji Piechoty, w kierunku północnym na Cześniki. Już o godzinie 7 natyka się swoim pierwszym rzutem na oddziały armii konnej u zachodniego krańca bagien komarowskich we wsi Wolica Śniatycka i w ten sposób dochodzi na wyżynie na północ od linii bagien do największego w XX wieku, całodziennego boju konnego i śmiem twierdzić - największego od 1813 roku. Takiego boju nie było przez następne 107 lat. Okoliczności tak się złożyły, że główny ciężar walki spadł na 7 Brygadę Jazdy, którą wtedy dowodził płk Henryk Brzezowski, a uczestniczyła też 6 Brygada złożona z 1, 12 i 14 Pułku Ułanów. Przewaga konnej armii Budionnego była bardzo znaczna. Dla przebiegu bitwy pod Komarowem, bitwy zwycięskiej, najbardziej istotne były szarże pułków 7 Brygady Jazdy, wykonane w godzinach rannych. Płk Brzezowski wspominał: Była godzina 6 rano, gdy obudził mnie szef sztabu brygady i nieoceniony mój współpracownik, rtm. Witold Morawski. Pokazując mi pismo, melduje, że jest to rozkaz generała Hallera na dzień 31 sierpnia, który przed pięciu minutami wręczył mu goniec sztabu Hallera. Po przeczytaniu tego rozkazu jasne mi było, że muszę działać samodzielnie i jak najszybciej, nie czekając rozkazów dywizji. Nakazałem więc zebrać brygadę w alarmie na zachodnim wyjściu z Komarowa, zaś dowódcy dywizji, płk. Rómmlowi przesłałem rozkaz generała Hallera z meldunkiem, że 7 Brygada rozpoczyna samodzielnie akcję wyznaczoną tym rozkazem. Po zorientowaniu się w terenie i przestudiowaniu mapy wiedziałem, że muszę zająć jak najprędzej wzgórze 255, na północ od Wolicy Śniatyckiej. Był to punkt dominujący, który umożliwiał obserwację aż po Sitno. Posiadanie tego wzgórza zabezpieczało 6 Brygadzie podejście i dawało podstawę do rozpoczęcia właściwej naszej akcji, jednym słowem, wzgórze 255 było kluczem sytuacji. Na całym długim południowym stoku wzgórza 255, które ciągnie się w kierunku wschodnim na Śniatycze, nie mogłem na razie stwierdzić nieprzyjaciela; artyleria nieprzyjaciela strzelała z kierunku Cześniki. 2 Pułk Szwoleżerów i 8 ułanów zbierały się szybko. 9 pułku nie było, miałem więc tylko dwa pułki.

    Bitwę rozpoczął (około godziny 7) 2 Pułk Szwoleżerów Rokitniańskich liczący wówczas około 200 szabel. Dowódca pułku mjr Rudolf Rupp relacjonuje, że około godziny szóstej otrzymał od płk. Brzezowskiego, dowódcy VII Brygady, rozkaz ruszenia w szarży przedniej, z Komarowa na północ, przez Wolicę Śniatycką, z zadaniem opanowania wzgórza nr 255 i poruszania się na Cześniki.

    Wzgórze nr 255 to łagodne wzniesienie na północ od Wolicy Śniatyckiej. Widać stamtąd Komarów i bagniste tereny Ruszczyzny, na zachód lasy, a na północ niewielkie kępy leśne, Cześniki, Kolonię Niewirków i Niewirków. Zaledwie czoło kolumny wysunęło się na północ od zachodniego krańca Wolicy Śniatyckiej otrzymaliśmy ogień (...)artylerii nieprzyjacielskiej, która ostrzeliwała rozwiniętą kompanię piechoty (...) Otrzymałem meldunki od pojazdów, które donosiły, że kawaleria nieprzyjacielska w większej ilości zbiera się na polach na południe od Cześnik, tabory zaś posuwają się na drodze Cześniki - Niewirków. Rozwiniętymi szwadronami, wydzielając odwód w sile jednego szwadronu, ruszyłem kłusem do szarży. W pierwszym okresie walki osiągnąłem wzgórze 255 i wysunąłem się z pułkiem na pola ok. 1 km na wschód od Nowej Wolicy. Na przedpolu dostrzegało się liczne podjazdy nieprzyjacielskie. Przed moimi oczami stanęła wspaniała panorama pięknego obrazu oraz miły dla oka żołnierza widok uciekających w nieładzie na Niewirków taborów nieprzyjacielskich (...). Po szarży nastąpiło silne przeciwnatarcie nieprzyjaciela.- pisze płk. Rupp.

    Była godzina 8, gdy szwoleżerowie zajęli Wolicę Śniatycką, szybko doprowadzono im konie, by jak najszybciej zajęli grzbiet 255. Szwadrony 8 Pułku Ułanów oczyszczały zaś wieś Antoniówkę, przy czym zdobyły cały tabor samochodów sztabu Budionnego. Tymczasem Pułk Szwoleżerów - dosiadłszy koni - wysłał patrole bojowe, sam zaś zaczynał podchodzić pod górę. Szedł on wzdłuż drogi Wolica - Cześniki: na wschód wzgórza 255 wysłałem z odwodu 2 szwadron 8 Pułku Ułanów. Patrole szwoleżerów nie doszły jeszcze do szczytu góry, kiedy nagle ukazały się na horyzoncie duże masy kawalerii: pędziły one w kierunku południowo - zachodnim. Dopiero po chwili masa ta rozdzieliła się na duże kolumny, z których jedna skierowała się wprost na południe na 2 Pułk Szwoleżerów. Druga pędziła na Bródek. Cała moja uwaga skierowana była na masę, która z góry waliła na szwoleżerów. Widziałem, że pułk ten tak potężnego uderzenia wytrzymać nie jest w stanie i że będzie w krótkim czasie z dużymi stratami zepchnięty na Wolicę Śniatycką, a może nawet zawahać się i nawróci przed szarżą. A jednak ta szczupła garstka szwoleżerów ani na moment się nie zawahała: słyszę ich zdecydowany okrzyk "hurra" i już tworzy się jedna skłębiona masa - walka wręcz się rozpoczęła. Pozostały mi jeszcze dwa szwadrony liniowe i szwadron k.m. 8 Pułku Ułanów. W tym tak krytycznym momencie podjeżdża do mnie galopem major Dembiński, d-ca 9 Pułku Ułanów, melduje swoje przybycie z pułkiem. Nocował w Tyszowcach, od godz. 5 jest w marszu i przebył już 20 km. Pokazuję mu, co się dzieje na wzgórzu i daję rozkaz do szarży. Major Dembiński galopem podjeżdża do swojego pułku, widać jak w galopie wyjeżdżają taczanki, a za nimi szykuje się pułk do natarcia. Obawiam się, że szwoleżerowie nie wytrzymają aż do przybycia 9 Pułku Ułanów i śledzę wciąż marsz tego pułku, a chociaż ułani szybko się posuwają, mam wrażenie, że trwa to bez końca. 2 Pułk Szwoleżerów wytrzymał. Szarżował raz po raz i podtrzymywał walkę konną z niezwykłym męstwem nie ustępując terenu. Walka się wzmogła.

    Około godziny 10-ej uderzył 9 Pułk Ułanów. Jego dowódca major Stefan Dembiński we wspomnieniach pisał, że otrzymał zadanie przejścia do natarcia przy wsparciu artylerii osłanianej przez ułanów 8 Pułku im. Księcia Józefa Poniatowskiego.19 Na jego rozkaz ruszył 1 i 2 szwadron.

    Zawahały się szeregi bolszewickie, zamarł krzyk przeraźliwy, który przechodził już w nutę zwycięstwa. A kiedy oba szwadrony, nie zważając na przewagę liczebną rozsypanych na polu nieprzyjaciół, wbijają się między nich klinem - zawracają bolszewicy w pośpiesznej ucieczce ku Cześnikom. Mimo zmęczenia poprzednich dni pędzą za nimi nasi ułani. Już dopadają pojedynczych grupek nieprzyjaciół, sieką, biją, rąbią. Konie choć upadają na mokrej zaoranej ziemi, dobywają wszystkich sił, aby jeźdźcom swoim dać możność doścignięcia wroga. Zda się pościg zmieni się w klęskę zupełną bolszewików. Coraz bezładniejsze wielkie ich kupy uchodzą przed rozhukanym, choć słabszym liczebnie przeciwnikiem. W momencie kiedy szala zwycięstwa zaczęła przechylać się na stronę polską bolszewicy postanowili zaangażować swoje znaczne siły, gdyż zauważyli, że za 9 Pułkiem nie podążają inne pułki. Ruszyli więc naprzód, spychając przed sobą 9 pułk, który odrywając się od nieprzyjaciela zbierał się na nowo i podrywał się do nowej szarży. Co chwilę jakiś szwadron, zepchnięty do tyłu, zatrzymywał się i natychmiast zawracał by uderzyć na nowo z jeszcze większą siłą. Linie falowały nieustannie w jedną lub drugą stronę. Nikogo nie wzruszał już potworny jęk rannych i tratowanie towarzyszy broni. Bolszewicy atakowali z coraz większą zaciekłością. Szeregi polskie zwierały się coraz bardziej, zaczęło brakować przestrzeni, konie nie dawały się już poderwać do galopu.

    Na skraju lasku między Wolicą Śniatycką a Cześnikami stoją zgrupowane nowe oddziały bolszewickie. Szereg taczanek wita nas z ukrycia gęstym ogniem. Artyleria własna i bolszewicka huczy i razi przedpole. Zabrakło tchu naszym do przezwyciężenia nowej przeszkody, wahają się chwilę. Temsamem odwrót zadecydowany. Ale za nami stoją trzy świeże szwadrony i wszystkie taczanki. Nie mogąc zwalczyć wroga w ataku wręcz, podprowadzamy go pod nie zawodzące nigdy nasze "maszynki"; tamte szwadrony przyjmą pierwsze uderzenie wroga, odepchną go, a my nabierzemy znowu sił i skoczymy ku nim. Radość ... Już widać galopujące kare konie 3 - go szwadronu, tuż obok gniadosze 4 - go, a dalej na lewym skrzydle siwki 5 - go szwadronu. Walka rozszerza się na prawo i lewo. Rzucamy się znowu w wir. I nie odróżnić już gniadych koni od karych, nie słychać w zgiełku komendy ani nawoływania. Walczą ułani w grupkach mniejszych i większych. Wytrzymują straszny nacisk wroga, to ustępując, to prąc przed siebie. Nic to, że artyleria nieprzyjacielska i nasza razi nas piekielnie, wyrwy śmiertelne czyni wśród ludzi i koni...Nic to, że tchu w piersiach naszych nie staje, a gromkie hurra kozackie grzmi coraz zuchwalej ... I znowu ustępujemy, a chwila ciężka, krytyczna. Widać już wielkie wyczerpanie tak u ludzi jak w koniach. W pierwszej szarży zginął ppor. Magierowski, który poległ osłaniając odwrót pułku ze wzgórza. Ginie por. Lachowicz, dowódca 4 szwadronu, jeden z najdzielniejszych oficerów pułku. Otrzymał on kulę karabinową przez lewe ramie prosto w serce.

    Zginęło kilkunastu ułanów, sporo jest rannych ludzi i koni a każdy z nich to niepowetowany ubytek i osłabienie. Z troską patrzę na przerzedzone szeregi stojąc przy odwodzie - 3 szwadronie. Coraz większy nacisk wroga, coraz słabsze nasze szeregi. Drugi pułk szwoleżerów, słaby stanami zmaga się na lewo od nas. Artylerie obu stron grzmią wytrwale; przestaliśmy już odróżniać pociski własne od nieprzyjacielskich. Karabiny maszynowe grzechoczą nieustannie, dużo strat jest od ognia karabinowego. Wydaje się człowiekowi, że wpadł w jakiś kocioł diabelski, z którego nie ma wyjścia. Jest tuż przed kryzysem dramatu, jakby w akcie trzecim. W tym stanie wyczerpania sił i nerwów wyłania się z lasu od zachodu jakaś zwarta masa galopującej kawalerii. Niestety, wiadomo nam, że to nie odsiecz; to nowe zastępy kozactwa. Za nami o 300 kroków sztab brygady i bateria. 6 brygada chyba już niedaleko. Wiemy, że wytrzymać musimy bo ustąpić nam nie wolno. Meldują mi, że prawe skrzydło zachodzi też nieprzyjaciel. Trudno; karabiny maszynowe w tył na wzgórze do baterii, taczanki zabezpieczą prawe skrzydło. Na taczankach siedzi czarny jak cygan ppor. Czarnota; jego jestem pewny, spełni swoje zadanie do końca. Szwadrony są w gorączce bitwy. Wszystko się skłębiło. Nie rozpoznasz, gdzie wróg a gdzie swoi. Ogień karabinowy zlał się w jeden nieprzerwany terkot i tworzy razem z wyciem ludzkim jakąś symfonię grozy. Grzmią działa od dawna, ale teraz rozpętało się prawdziwe piekło. Odgłos wystrzałów zagłuszyły wybuchy rozrywających się wśród nas granatów. Istotnie to jakiś sabat diabelski. Stałem kilkadziesiąt kroków od swego odwodu - 3 szwadronu. Kary szwadron stopniał już dzisiaj poważnie. Liczę nań najwięcej. Wprawdzie nie ma dzisiaj Tatary, ale zastępuje go dzielny chłopak ppor. Ostrowski. Co to! Jakieś piekło wybuchło wśród tego karego oddziału! Dwa, trzy czy cztery granaty rozrywają się w samym środku. Tam gdzie przed chwilą stał cały szwadron - kupa mięsa drgająca w konwulsjach na ziemi. Resztki rozpierzchły się na wszystkie strony. 11 ludzi i 18 koni leżało w tym miejscu, dalszych 12 odniosło rany. Szwadron 3 przestał chwilowo istnieć. W mgnieniu oka doskoczyłem do baterii, tam mi objaśniono, że to ogień współdziałających baterii 13 dywizji, z którymi nie ma łączności. Kryzys osiągnął swój szczyt. Dowódca brygady wraz z rotmistrzem Morawskim kierują sami ogniem baterii. Artylerzyści z oparzonymi rękami obsługują działa, obok istna reduta karabinów maszynowych zieje żywym ogniem wprost przed siebie na wschodnią część Wolicy Śnatyckiej. Tam właśnie ześrodkowało się natarcie nieprzyjacielskie, szukające naszego skrzydła. Na szczęście bagnista łączka uniemożliwiała szybkie posuwanie się w konnym szyku. Ześrodkowany ogień zmusił nieprzyjaciela do szukania zasłony poza domami wsi. Na przedpolu kotłuje się nadal. Nie rozumiesz kto kogo bije, kto zwycięża, ale każdy doświadczony żołnierz czuje, że długo nie trzeba będzie czekać na załamanie - musi ono nastąpić lada chwila. Zdawałem sobie sprawę, że pułk poniósł bardzo ciężkie straty, że napięcie nerwowe jest ogromne, że jeżeli nastąpi załamanie i odwrót, to będzie on ucieczką, której się nie da tak łatwo opanować. Potrzebne będą do tego świeże oddziały. Osobiście nie miałem już żadnych odwodów, a zatem straciłem możność interwencji. Znając swoich oficerów wiedziałem, że nie ustąpią żywi z placu; dalsza ingerencja w walkę była bezcelowa. Doskoczyłem więc do moich karabinów maszynowych, zsiadłem ze swojej broczącej krwią kasztanki i postanowiłem tu pozostać dla zorganizowania ewentualnej osłony odwrotu. Do załamania szczęśliwie nie doszło.

    Do pomocy wkroczyła 6 Brygada Jazdy, którą najpierw dostrzegli bolszewicy. Widząc ją i wiedząc , że nie są w stanie wytrzymać dłuższej walki zaczęli wycofywać się z placu boju na północ. W czasie ostatniej, najcięższej szarży 9 Pułku Ułanów, przybywa na plac boju pomoc od wschodu. Rotmistrz Tadeusz Komorowski, sam ranny z przestrzeloną ręką, podprowadza co tchu w końskich piersiach swój 12 Pułk Ułanów Podolskich. To najpierwszy oddział 6 Brygady Jazdy, który wkracza do bitwy i odciąża prawe skrzydło 7 Brygady.

    12 Pułk Ułanów przeprawił się na pole bitwy z Wolicy Brzozowej, przez szeroki pas podmokłych łąk, na Śniatycze i Wolicę Śniatycką. Było tak grząsko, że konie zapadały się po brzuchy w błocie. Pułk wydostał się na grzbiet wzgórza, z którego widać było zbliżającą się w zwartej kolumnie brygadę Kozaków kierującą się na prawe skrzydło 7 Brygady Kawalerii pod Wolicą Śniatycką. Wtedy cały 12 Pułk runął z góry na maszerującego spokojnie w dole przeciwnika, który nie przeczuwając żadnego niebezpieczeństwa i niespodziewanego natarcia wycofywał się nie stawiając oporu, uciekając czym prędzej na północ. Znakomicie przeprowadzona szarża 12 Pułku, z każdej strony widoczna, zrobiła wielkie wrażenie. Dzięki temu natarcie bolszewików na 7 Brygadę osłabło. Było to około godziny 11-ej. W tym samym czasie od strony Komarowa przybył galopem płk Konstanty Plisowski, a za nim 1 i 14 Pułk Ułanów. Jak huragan ruszył do walki zmiatając przed sobą wszystko co napotkał. W słońcu błysnęły szable ułańskie. Jak łan maków zakwitły czerwone otoki Krechowiaków (1 pułk), którzy rozwinięci w ławę zbliżali się szybko wraz z Jazłowiakami (14 pułk). Jak nawałnica wpadli na pole bitwy i w ciągu kwadransa oczyścili cały plac z wojsk bolszewickich. Pośpiesznie cofały się groźne przed chwilą watahy. Czego nie dokonały kule karabinów maszynowych i dział, kończyła szabla ułańska. Plac boju pozostał przy nas, krótki pościg za uchodzącym przeciwnikiem. Powoli nadchodzi południe. Obserwujemy jak po drodze prowadzącej z Miączyna na Werbkowice, ciągnie się długi sznur taborów. Są one odgrodzone pasmem mokradeł i nie można do nich dojść. Artyleria wzięła je pod ogień, stwarzając niesłychany popłoch.

    O godzinie 11.30 zakończyła się poranna I faza bitwy. Bohaterem tej bitwy była 7 Brygada płk Henryka Brzezowskiego, która wzięła na siebie główny ciężar walk i od rana walczyła na polu bitwy. Wreszcie mogła odpocząć po kilkugodzinnej wyczerpującej walce. 9 pułk poniósł w ostatniej chwili bardzo ciężkie straty. Dowódca 3 szwadronu ppor. Ostrowski umierał na naszych rękach wskutek urwania nogi przez granat, por. Niesiołowski Zdzisław dowódca drugiego, umierał z powodu postrzału w brzuch, a por. Wania leżał ciężko kontuzjowany. Kilkudziesięciu ułanów bądź zabitych bądź rannych ubyło z szeregów. Straty w koniach były jeszcze liczniejsze. Niezwykłym zjawiskiem tej niezwykłej bitwy było to, że mieliśmy przerwę na obiad. Rzadko coś podobnego zdarza się w bitwie pieszej, a nigdy konnej. A jednak w tym wypadku była to zupełnie naturalna przerwa dla odpoczynku, bo nasze konie były już wykończone. (...) Podciągnęliśmy z pobliskiego Komarowa kuchnię i wozy furażowe i karmiliśmy ludzi i konie, ale śpieszyliśmy się aby być gotowymi na oczekiwany pościg.29 Wszyscy byli bardzo zmęczeni i wyczerpani.

    Upłynęło kilka godzin. Rozłożeni obozem, na gołem polu, pod palącymi promieniami słońca, doprowadziliśmy do porządku szwadrony, daliśmy wytchnienie koniom, choć siodeł zdejmować nie było wolno. Zbliżał się wieczór. Rozkaz odmarszu na wioskę Dub, ku wschodowi. Pułk 9 jako najwięcej wyczerpany i przerzedzony idzie na końcu, w straży tylnej. Rozwija się długa, długa kolumna. Już przeszły pułki i artyleria. Ściąga i nasz 9 Pułk za innemi na swoje miejsce. Zjeżdża obok bateria artylerii konnej. Jakieś trwożne oczekiwanie. Przecież jednak odpoczniemy...29 Najpierw, z rozkazu J. Rómmla, wymaszerowała 6 Brygada przez Niewirków na Werbkowice. 7 Brygada miała ruszyć w ślad za nią. Na jej czele maszerował 8 Pułk Ułanów, dalej szedł 2 Pułk Szwoleżerów, potem artyleria, a na końcu 9 Pułk Ułanów prowadząc konie z powodu ich przemęczenia. Ledwie kolumna ruszyła w stronę Niewirkowa, wchodząc powoli na wzgórze na północ od Kadłubisk, gdy z lasu położonego na południe od Cześnik poczęły dochodzić najpierw pojedyncze strzały.30 Wtem z tyłu słychać strzał, potem drugi. Żartem ktoś woła, że znowu będzie "wojna". Inni śmieją się. Ale powoli twarze poważnieją, bo strzały gęstsze, a za chwilę słychać grzechot maszynki, niezawodny znak prawdziwej walki. Idzie hasło poprzez szeregi do czoła kolumny. Stajemy. Na ukos od lasku z tyłu mkną jacyś jeźdźcy. To nasi wywiadowcy. Armaty odprzodkowują. My odwracamy front. Powstała groźna sytuacja. 6 Brygada Kawalerii (1, 12 i 14 Pułk) zaangażowana była wszystkimi swoimi oddziałami w rejonie Niewirków - Koniuchy. Przeciwstawić się owemu natarciu mogły tylko trzy, liczebnie bardzo słabe i przemęczone ranną walką pułki 7 Brygady Kawalerii (2,8,9 Pułk).

    --------------

    Dotyczy zapisu na temat VII Brygady Kawalerii - materiał pochodzi ze strony koła kombatantów AGH Kraków

    Zgodnie z rozkazem NDWP z dnia 2.07.20, w rej. Zamościa organizowała się Operacyjna Grupa Jazdy. Zgodnie z tym rozkazem VII BJ miała posiadać w swym składzie 3, 8 i 17 pułki ułanów. Wyznaczone pułki w tym czasie zaangażowane były jednak w walce w różnych miejscach frontu.

    Z początkiem sierpnia dowodzenie VII BJ objął ppłk Henryk Brzezowski. W dniu 9.08, tymczasowo podporządkowano dcy VII BJ - 1 i 8 p.uł. W okresie działań w rej. Radziechowa w dniach 9-12.o8, podporządkowanie pułków w ramach 1 DJ zmieniało się stosownie do potrzeb pola walki, np. 12.08 również 12 p.uł. podlegał dcy VII BJ.

    W dniu 13.08, w rej. Chołojów - Babicze zgrupowane zostały: 2 p.szw., 8 i 9 p.uł. i przekazane dcy VII BJ. W tym momencie VII BJ (2 p.szw., 8 i 9 p.uł.) stanowiła rezerwę 1 DJ.

    W dniu 13.08, 1 DJ (I, VI i VII BJ) odpierała ataki bolszewickie na Radziechów. Cała 1 DJ nocą 14/15.08 oderwała się od npla i przeszła na zach. brzeg Bugu (VII BJ - przez Bieńków-Sielec). W dniu 15.08 Brygada obsadziła zach. brzeg Bugu na odc. Strychanka - Kamionka Str.

    W związku z naciskiem wojsk bolszewickich na kierunku Lwowa, 1 DJ (VI i VII BJ) 18.08 skierowana została na południe - w rej. Żółkiew - Kulików. W dniu 19.08 VII BJ w walce opanowała Przedrzymichy, Artasów i Zwertów.

    W dniu 22.08 1 DJ ruszyła na północ na kier. Bojaniec - Mosty (opanowane w międzyczasie przez bolszewików). Mosty Dywizja zajęła 23.08. W dniu 24.08 wykonano uderzenie na Krystynopol.

    W dniu 26.08 Dywizja, na krótko, przeszła pod rozkazy dcy 6 A, bo już w dniu następnym weszła w skład Grupy gen. Hallera (13 DP i 1 DJ) i wraz z nią, od 28.08 w ramach 3 A, miała zadanie nękania tyłów 1 Armii Konnej kierującej się w stronę Zamościa. Trasa pościgu VII BJ wiodła przez Waręż, Łaszczów, Tyszowce do Wolicy Śniatyńskiej k. Komarowa.

    W dniu 31.08 rozegrała się trwająca cały dzień, największa bitwa kawaleryjska XX wieku - pod Komarowem. Wzięła w niej udział cała 1 DJ i mimo trzykrotnej przewagi oddziałów Armii Konnej, zakończyła ją zwycięsko. Bolszewicy w panice odchodzili za rz. Huczwę i tylko błędy w dowodzeniu strony polskiej (szczególnie 2 DPLeg) ocaliły Armię Konną od całkowitego zniszczenia.

    Po walkach nad Huczwą (3-5.09) VII BJ w dniu 6.09 obsadziła zach. brzeg Bugu na odc. Ślipcze - Kosmów.
    W dniu 10.09 rozpoczęła się ofensywa 3 A, a Gr. Hallera (9 i 13 DP oraz Korpus Kawalerii) ruszyła 12.09 i już w tym samym dniu 1 DJ zajęła Włodzimierz Wołyński.

    W dniu 16.09 VII BJ pokonując zaciętą obronę bolszewików, zajęła Ołykę. W nocy 17/18.09 Korpus Kawaleryjski zajął Równe.
    W rej. Równego Korpus pozostawał w okresie 18-26.09 wysyłając patrole nad Horyń i wykonując uderzenie na Buhryn i Ostróg (zaj. 21.09)
    W dniu 23.09.1920 rozwiązana została Gr.Hallera, a Korpus Kawalerii wszedł w skład Grupy gen. Jędrzejewskiego.
    W dniu 26.09 Korpus Kawalerii sforsował Horyń pod Aleksandrią i przez Tyczyn ruszył na wschód; w dniu 28.09 zajął Korzec, a potem Zwiahel nad Słuczą. W dniach 2-5.10 toczyły się lokalne walki o uchwycenie przyczółków na wschodnim brzegu Słuczy, a 8.10 ruszył zagon całości Korpusu na Korosteń - ważny węzeł kolejowy.

    Natarcie na Korosteń rozpoczęto 10.10 o godz. 3.30 - wcześniej niż planowano. VII BJ przybyła na pole walki dopiero po godz 4. Rano o 7.oo miasto było już w rękach polskich. Szybkość działań Korpusu zaskoczyła bolszewików powodując chaos w dowodzeniu i olbrzymie straty. Po zniszczeniu materiałów i urządzeń wojskowych (w tym i kolejowych), Korpus wycofał się z Korostenia. 1 DJ w dniu 12.10 osiągnęła rej. Katerynówka - Niemielanka, a 13.10 przeszła na zach, brzeg Słuczy. Od 14.10 obowiązywało już zawieszenie broni.

    ------------

    Zdawałem sobie jasno sprawę, że od pułku nie mogę już dzisiaj wiele wymagać. Wyczerpanie moralne i fizyczne było zbyt wielkie, szczególnie konie ledwie nogami powłóczyły. Obliczałem to wszystko spokojnie i na zimno. Postanowiłem wygrać możliwie na czasie, umożliwić nadejście pomocy i uniknąć w ten sposób porażki w pojedynkę. Spokojnie i dobitnie podawałem jedną za drugą komendy: do wsiadania na koń - kolumna plutonów marsz - linia szwadronów w lewo marsz - szwadron karabinów maszynowych na wzgórze w prawo - taczanki szwadronowe w odstępy miedzy szwadrony, a pułk wykonywał je jak na placu musztry. Pułk szedł ciągle stępa, nie widząc nieprzyjaciela. Oficerowie jechali przed linią szeregów na przepisowych miejscach. Wjechaliśmy na wzgórze aby stamtąd objąć całość położenia.32 Całe przedpołudniowe pole walki zaroiło się na nowo chmarami jeźdźców. W purpurowych blaskach zachodzącego słońca zaczęły wyłaniać się jeden po drugim szwadrony i pułki kozackie, rysując się jak ciemne plamy na tle zagajników. Słońce już było nisko, a z lasów jak z worka wysypywały się bez przerwy coraz to nowe oddziały. Ogromne tumany kurzu, wzbijając się w górę, wkrótce przesłoniły wszystko, zakrywając las, niebo i cały horyzont. Tylko głuchy pomruk, przemieniający się w miarę zbliżania w przeraźliwy wrzask, świadczył o wielkości mas, przygotowujących się pod zasłoną kurzawy do decydującego uderzenia. Cała ta nawała zbliżała się coraz bardziej. W ostatnich blaskach zachodzącego słońca migotały krzywe szable, łopotały czerwone chorągwie, a groźne krzyki i dzikie wycia rozdzierały powietrze. Obraz mrożący krew w żyłach. Nie było innego wyjścia, jak tylko zawrócić całą Brygadą i szarżować. Wszyscy czuli to instynktownie, nikt nie czekał na rozkazy. Wszystkie karabiny maszynowe wytrysnęły na grzbiet wzgórza, które panowało nad całą okolicą i otworzyły ogień. Artyleria odprzodkowała i już widać było w zapadającym zmroku błyski jej wystrzałów. 9 Pułk Ułanów, który maszerując na ogonie kolumny był najbardziej narażony, dosiadł natychmiast koni. Padły ostre słowa komendy. Oficerowie z dobytymi szablami wyskoczyli przed front oddziałów. Za ich przykładem pułk ruszył w stronę przeciwnika, najpierw stępem, rozmyślnie szanując swoje konie, by w ostatniej fazie szarży wszystko z nich wydobyć. W między czasie nasze karabiny maszynowe zbierały krwawe żniwo. Nieprzyjaciel natychmiast zwolnił tempo (...). Baterie 6 Brygady Kawalerii, które dotychczas wspierały natarcie na Niwirków, spontanicznie odwróciły swe działa i zaczęły wspólnie z bateriami 7 Brygady Kawalerii bić kartaczami, ryjąc szerokie bruzdy w szeregach atakujących.

    Doszedłszy na odległość 200 m, 9 Pułk Ułanów z największym wysiłkiem ruszył do szarży.33 Zacięty, śmiertelny bój na tem samem polu, które rano spłynęło krwią naszą i wrogów. Te same chaty i zarośla, ten sam lasek, w którym po przedpołudniowej walce oglądaliśmy małe jeziorka krwi w zagłębieniach. Drogie krwawe miejsce.34 Zacieśniają się ułańskie szeregi. Pada rozkaz majora Dembińskiego: Do szarży! Dowódca Dywizji płk. Henryk Brzezowski relacjonuje: Mjr Dembiński przeszedł z linii kolumn w szyk luźny. Idzie szerokim frontem, spokojnym kłusem, wiem, że rozmyślnie szanuje swoje zmęczone konie, by w ostatniej fazie tej szarży wszystko z nich wydobyć. Widzę jak pędzą taczanki przed linią, rozpoznaję na jednej por. Czarnotę, on pierwszy obsługuje sam km, ostrzeliwuje celnym ogniem zbliżającą się ławę nieprzyjacielską. 9 Pułk Ułanów rusza do szarży. Wszyscy wiemy, że pułk, który rano stracił sześciu oficerów i około stu ułanów to garstka zmęczonych ludzi i nie może powstrzymać takiej nawały. Poszli do tej szarży, bo honor żołnierski tak im nakazywał. Tam gdzie pułk natrafił na ławę nieprzyjaciela, rozpoczęła się przed zetknięciem strzelanina z koni pułk jeszcze się utrzymał. Na północne skrzydło zwaliły się jednak duże, zwarte oddziały. Tam musiał pułk nawrócić i znów wisiało wszystko na jednym włosku. Ostatnią naszą nadzieję pokładaliśmy w 8 Pułku Ułanów, który już podchodził. 8 Pułk Ułanów szedł kłusem w linii kolumn, uporządkowany i wyrównany jak na placu ćwiczeń.

    Dowódca pułku rotmistrz Krzeczunowicz rozważył wszystko. Idzie kłusem, oszczędzając siły koni; nie rozwija pułku przedwcześnie, bo w kłębowisku i kurzawie pod krwawo zachodzące słońce nie może rozpoznać, czy ma przed sobą cofający się 9 Pułk Ułanów, czy też szarżującego nieprzyjaciela. Na lewe skrzydło pułku wypada cwałem szwadron km, dopada pozycji k.m-ów 9 Pułku Ułanów i błyskawicznie otwiera ogień. Dużym celownikiem przestrzeliwuje rozgrywającą się przed nim walkę 9 Pułku Ułanów, biorąc za cel 2 pułk nieprzyjacielskiej dywizji. Przychodzi moment decydujący. Wszystko dołącza do 8 Pułku Ułanów, wszyscy wyciągali szable i pistolety: sztab Dywizji i sztab Brygady; mały oddział 1 Pułku Ułanów, liczący może 30 jeźdźców... Ale już pada jak grom komenda: "rozwinięty, galopem, hurra!". Jadący w roli szperacza przed prawym skrzydłem pułku (grzbietem wyżyny) adiutant pułku podporucznik Aleksander Krzeczunowicz, oddaje szereg strzałów z pistoletu, rotmistrz Krzeczunowicz płazem szabli wprowadza swego przemęczonego deresza w cwał, i już pułk całym impetem rusza do szarży i w mgnieniu oka pokrywa odległość kilkudziesięciu zaledwie kroków, dzielącą go jeszcze od wroga. Tej niezwykle silnej szarży nie wytrzymał nieprzyjaciel. Przyjął ją salwą z pistoletów, ledwie dosłyszalną wśród naszych gromkich "hurra" i natychmiast podał tyły.

    Bolszewicy rzucili się do ucieczki pędząc w dzikim popłochu z powrotem w to miejsce, z którego rozpoczęli bitwę, w kierunku Cześnik. Pracują znowu zmęczone ramiona ułańskie, a szable skrwawione zbierają nowe żniwo śmierci. Nieprzyjaciel pobity, ostatnie jego oddziały mkną w mrokach nocy.37 Uderzenie 6 najlepszej i najsilniejszej dywizji Budionnego spaliło na panewce; zostało ono odbite z ciężkimi stratami przeciwnika.38 Na pobojowisku słychać nawoływanie, głosy komendy. Zbierają się szwadrony wśród chat Wolicy Śniatyckiej (...). Nie atakują już bolszewicy. Cisza przed nami zupełna. I znowu zbieramy się w gromadkach. Radzimy cicho o minionych chwilach grozy. Liczymy poległych. Znowu kilkunastu ubyło z naszych przerzedzonych szeregów. Ranny bardzo ciężko por. Edward Wania, który otrzymawszy kontuzję w przedpołudniowej bitwie, po odzyskaniu przytomności wbrew rozkazowi dowódcy pułku wraca do 2 szwadronu i rzuca się w największy ogień. Obok niego cudów waleczności dokazuje niezrównany szermierz wachmistrz Bolesław Ziemba i ginie śmiercią walecznych w szarży na karabiny maszynowe. Straty jakie pułki w tej bitwie poniosły były bardzo duże, zwłaszcza 9 Pułku Ułanów. Pułk ten stracił 4 dowódców szwadronów(...). Straciliśmy wielu żołnierzy i podoficerów. Konie nasze pokotem kryły plac boju. Niejeden z nas cicho opłakiwał zgon przyjaciela lub wiernego konia. Noc okrywa całunem pole dwukrotnej bitwy. Księżyc zalewał mdłym światłem pola, które stały się polami chwały kawalerii polskiej. Dostojna cisza zaległa dookoła. Wszyscy byli u kresu sił, wyczerpani w najwyższym stopniu. Konie stały ze zwieszonymi łbami przy ułanach, leżących pokotem na ziemi, tam gdzie byli. Zbierano rannych i poległych. Niekiedy suchy strzał oznaczał koniec żywota nieuleczalnie rannego końskiego towarzysza broni.

    Zakończenie tego dramatu nastąpiło już o zupełnym zmroku. Jak niespodziewanie ukazała się nam w całym swoim przepychu czerwona armia, tak się nagle zgubiła i przepadła w ciemnościach przepadającej nocy. Spokój, pustkę i kojącą ciszę przyniosła nastająca noc, a ogromna biała tarcza księżyca rozlała swe mdłe i zimne światło na pola i gaje, na których odbywały się cały dzień tak gorąco zmagania tysięcy ludzi. Oto ostatnia walna bitwa, którą wydała sowiecka armia konna polskiej kawalerii. Bitwa została wygrana; siła bojowa armii konnej została tutaj złamana i więcej jej już nie odzyskała.

    Pułkownik Juliusz Rómmel po zakończonej bitwie podziękował ułanom za bohaterską i zwycięską walkę. Wszyscy oszołomieni byli sukcesem. Pokonali tego, który wcześniej siał panikę w ich szeregach. Ogromny sukces polskich kawalerzystów godny był Pomnika Chwały. Zwycięstwo było jednym z najchlubniejszych wyczynów naszej jazdy w kampanii przeciw bolszewikom. Jednak straty, jakie dywizja poniosła dnia 31 sierpnia 1920 r. były bardzo znaczne.

    Dowództwo Dywizji: rannych 3 gońców i 5 koni w tym koń dowódcy dywizji.

    7 Brygada:

    2 Pułk Szwoleżerów: zabitych 3 oficerów i 34 szeregowych; rannych 1 oficer, 40 szeregowych.
    9 Pułk Ułanów: zabitych 4 oficerów w tym 3 dowódców szwadronów i 50 ułanów, rannych 1 oficer i 65 ułanów (...).
    8 Pułk Ułanów: ranny 1 oficer. Zabitych i rannych 75 szeregowych.

    6 Brygada:

    1 Pułk Ułanów: zabitych 1 oficer i 18 ułanów, 30 rannych.
    12 Pułk Ułanów: ranny dowódca pułku i 12 ułanów.
    Z 14 Pułku Ułanów i całej Artylerii Dywizji nie posiadam wykazu strat.
    Ogółem straciła dywizja przeszło 300 ludzi (zabitych i rannych) i 500 koni co stanowiło 1/5 do 1/4 jej całości sił.

    Po latach Aleksander Pragłowski, szef sztabu J.Rómmla, wspomina: (...) W ciągu najbliższych 5 tygodni walk, popchaliśmy go (Budionnego) identycznie tą samą przestrzenią, na której on użył 5 miesięcy (...). Wy zaś z 9 Pułku Ułanów, dla których piszę to wspomnienie, zróbcie apel z południa z dnia 31 sierpnia 1920 roku. Gdzież są dowódcy szwadronów - gdzie jest jedna czwarta stanu bojowego. Kwiat pułku poległ i zaściela pole bitwy. Na noszach przyniosą Wam porucznika Edwarda Wanię, ociekającego krwią - to jedyny dowódca szwadronu, który przeżył ten dzień. Pod koniec przyjdzie major Stefan Dembiński z adiutantem. Nie poznacie go: jest czarny od kurzu i milczy. Jego zapytajcie, jak to było! On prowadził wszystkie szarże, on wie najlepiej co pułk zdziałał, a jakim cudem on sam żyje, dla mnie było to zagadką.

    Analizując dzisiaj po kilkunastu latach bitwę pod Komarowem trzeba podkreślić, że była ona pięknym zakończeniem ciężkich zmagań szczupłej garstki kawalerii polskiej podczas długich miesięcy ciągłych niepowodzeń, spowodowanych w znacznej mierze właśnie przez pobitą tu armię konną Budionnego (...). Twardo, uczciwie i do końca spełnić rozkaz, z fantazją po ułańsku zażywać zwycięstwa, sercem dzielić dolę i niedolę z bratem - kolegą i towarzyszem-koniem, a przede wszystkim wierzyć i ufać w wielkie przeznaczenie i przyszłość Polski, oto przykazania, które nam pozostawiły czasy zwycięskiej wojny roku dwudziestego. W dniu święta kawalerii, 2 października 1960 r., gen. S. Dembiński powiedział: nie mogę zakończyć tego opowiadania nie oddając hołdu tym wspaniałym żołnierzom pamiętnego 20-go roku, na czele których należy zaliczyć płk. Henryka Brzezowskiego, dowódcę 7 Brgady Jazdy. Bitwa zaczęła się z jego inicjatywy i gdyby nie ona, nie byłoby polskich żołnierzy rano na wzgórzu koło Wolicy Śniatyckiej, a wrogie masy byłyby zwaliły się na kwaterujące polskie pułki w dolinie Komarów - Tyszowce. Jemu należy się cześć i chwała tego dnia. Mówi się dużo o cudzie bitwy warszawskiej ale równie dobrze można by mówić o cudzie 20-go roku. Tak, to był cud tak rzadko zdarzający się wśród Polaków, bo cały naród stanął ramię przy ramieniu pod jednym sztandarem, wszyscy byliśmy żołnierzami, których jedno było wspólne dobro, jedno pragnienie i jedno umiłowanie - Polska.

    Wśród walczących z bolszewikami Polaków nie zabrakło żołnierzy pochodzących z Komarowa i okolic. Jednym z nich był Kalikst Antos (ur. 25 października 1897 r. w Komarowie - zm. 1977 r.). W 1919 r. został wcielony do wojska. Służył między innymi w Zamościu, Włodzimierzu Wołyńskim, Łucku i Kowlu. O bitwie pod Komarowem wspominał swojemu synowi Antoniemu, który jako 12 letni chłopiec zapamiętał niektóre fragmenty opowiadane przez ojca. Najbardziej utkwił mu w pamięci obraz topiącego się w błocie wojska bolszewickiego, które chciało przedostać się z Wolicy Brzozowej do Niwirkowa. Miejscowe bagna były dla nich ogromnym utrudnieniem. Do dzisiejszych dni kryją w sobie militaria z pamiętnej bitwy. Zwycięstwo należy niewątpliwie przypisać męstwu i poświęceniu ułanów oraz zdolnościom ich dowódców. Po "Cudzie nad Wisłą" skuteczna obrona Zamościa, a następnie rozbicie pod Komarowem Armii Konnej Siemiona Budionnego zadecydowało o tym, że została wstrzymana ofensywa bolszewików na Lublin. Dzięki temu inny obrót przybrał dalszy przebieg kampanii 1920 r. oraz zostało przyspieszone zakończenie wojny.

    Uczestnicy bitwy do końca życia wspominali dzień zwycięstwa nad bolszewikami. Jednym z nich był płk Henryk Brzezowski (11 listopada 1969 r. pośmiertnie awansowany na generała brygady przez Prezydenta RP na emigracji - Augusta Zaleskiego), który ze swoim ordynansem niemal codziennie żywo wspominał jej przebieg. Dowiadujemy się o tym z opracowania Sławomira Brzezowskiego (prawnuka Leona Brzezowskiego, który był stryjem Henryka). Rita i Ewa45 opowiadały jak do ich ojca regularnie przychodził jego były ordynans i kilkadziesiąt lat po bitwie obydwaj starsi panowie opowiadali sobie o niej na nowo. (...)Niedawno, przy herbatce, Rita i Ewa opowiedziały mi pyszną historię związaną z obrazami z tryptyku Kossaka. Otóż kiedyś, chyba już po śmierci Henryka, przyjechał do nich Krzeczunowicz i zobaczywszy jeden z obrazów stwierdził, że słońce jest na nim zupełnie nie tam, gdzie należy (chodziło o wieczorną szarżę na trzeciej części tryptyku, która przebiegała dokładnie pod zachodzące słońce). Bezwzględnie zobowiązał Ritę, aby spowodowała naniesienie na obraz odpowiednich poprawek. Dyspozycje te wydał w sposób nie przewidujący sprzeciwu, tak więc biedne kobiety nie miały wyjścia i obiecały, że sprawę załatwią (Kossak już nie żył od kilkunastu lat). Rzecz jasna dały obrazom spokój, ale pech chciał, że po kilku latach Krzeczunowicz znowu przyjechał i przyszedł sprawdzić czy słońce znalazło się na właściwym miejscu. Podobno zrobiła się z tego straszna awantura, a Krzeczunowicz wyjechał obrażony śmiertelnie.

    Zanim J. Kossak rozpoczął malowanie tryptyku "Bitwa pod Komarowem" przyjechał w latach 30. XX w. na jej miejsce wraz z H. Brzezowskim. Zapoznał się wtedy z panoramą bitwy.

    Dla upamiętnienia bitwy pod Komarowem jej uczestnicy na kilka lat przed II wojną światową, podjęli inicjatywę wzniesienia na okolicznych polach Pomnika Chwały Kawalerii i Artylerii Konnej. Powołano Komitet Budowy Pomnika z gen. Juliuszem Rómmlem jako przewodniczącym. Dokonano wyboru odpowiedniego miejsca. Przyjęto także projekt pomnika, którego autorem był inżynier architekt B. Zinserling. Projekt przedstawiał potężnych rozmiarów skrzydło husarskie na wysokim cokole z napisem: Poległym na polu chwały towarzyszom broni - kawalerzyści i artylerzyści konni. Na drugiej stronie cokołu miały być wyryte nazwy pułków kawalerii oraz dywizjonów artylerii konnej, które brały udział w walce.


    Powyższy tekst pochodzi z książki "Komarów. Ocalić od zapomnienia" Anna Wojdy i Beata Biszczan







    Rtm. Kornel Krzeczunowicz (d-ca 8 Pułku Ułanów 1920-1921) we wstępie napisanej przez siebie książki "Ostatnia Kampania Konna" pisze:

    Rok 1920 jest nie tylko zwycięskim zakończeniem wojny o niepodległość i ustalenie granic zmartwychwstałej Polski - wojny, którą zaczynaliśmy w zimie 1918 - 1919 na czterech frontach jednocześnie i w niezwykle ciężkich warunkach - lecz jest także pierwszym walnym zwycięstwem suwerennej Polski od czasu odsieczy Wiednia przez króla Jana III i równie sławnym. Moje wspomnienia dotyczą ubocznego frontu wielkich rozstrzygnięć owego roku, frontu południowo-wschodniego, ukraińskiego. Gdyby jednak na tym drugorzędnym froncie nie nastąpiło skuteczne odrzucenie niezwyciężonej do tego czasu Armii Konnej Budionnego, nie byłoby możliwym uzyskanie zwycięstwa i udaremnione byłyby drugie, konieczne dla pomyślnego zakończenia wojny zwycięstwo nad Niemnem w końcu września. Skuteczne opóźnianie, zakończone całkowitym zwycięstwem nad Armią Konną pod Zamościem (koniec sierpnia), zostało dokonane przez jedną dywizję jazdy przeciw czterem Budionnego.

    Opisana kampania jest ostatnią kampanią konną w historii świata. W drugiej wojnie światowej kawaleria znikła z pola walki. Wspomnienia niniejsze są więc jednocześnie pożegnaniem kawalerii tej tradycyjnej broni polskiej, oraz wiernego nam przez tysiąclecia, pięknego i dzielnego towarzysza broni - konia. I nie jest to byle jakie pożegnanie. Bój pod Komarowem 3 sierpnia 1920 który zakończył główne działania opisanej kampanii, nie miał sobie równego od czasów wojen napoleońskich.

    "Ostatnia Kampania Konna" tytuł 1 rozdziału - Przywracamy Ukrainie stolicę. 23 kwietnia 1920 roku otrzymaliśmy rozkaz nowo utworzonej 1 Dywizji Jazdy pod dowództwem generała Jana Romera w składzie : 4 Brygada jazdy d-ca płk Tadeusz Sulimirski - w składzie znajdował się 8 pułk ułanów ks. Józefa Poniatowskiego z Krakowa, otok ciemnożółty (stare złoto bo taką rogatywkę nosił książę Józef jako major), d-ca mjr Henryk Brzezowski (oficer 2 Pułku Ułanów Austriackich). Pułk pochodzi z 1 Pułku Ułanów Austriackich, który chlubi się wystawieniem swojego pierwszego dywizjonu w 1784 roku przez ks. Józefa, ówczesnego majora austriackiego. W październiku 1918 roku pułk w całości przeszedł do WP. Stan bojowy 25 kwietnia 1920 roku: 14 oficerów, 330 szabel, 6 km-ów (plus 102 szable - 2 szwadron w drodze z kadry).

    Różnorodność wojska lat 1919 - 1920 i jego uzbrojenia były koszmarem dla sztabów i kwatermistrzów ale patriotyzm, entuzjazm i szlachetne współzawodnictwo różnorodnych oddziałów, nieraz z trudem wspólny język znajdujących, były głównym motorem wspaniałych osiągnięć na czterech frontach walk: ukraińskim, niemieckim, czeskim i rosyjskim, ukoronowanych całkowitym i druzgocącym zwycięstwem w chwili, gdy świat już zwątpił w Polskę.

    Na skutek wspomnianego rozkazu 23 kwietnia 1920 roku mój pułk tj. 8 pułk ułanów wyruszył 24 kwietnia o godz. 15 z rejonu Baranówki, aby podróżnym marszem przejść 12 km dzielących nas od rejonu Ostróżka gdzie mieliśmy spędzić ostatnią noc przed ofensywą.

    Fragment książki "Ostatnia Kampania Konna" Kornel Krzeczunowicz.
    SKLEP z najniższą ceną w dniu 13.07.14


    ZWYCIĘSTWO

    31 sierpnia 1920 roku rozpoczyna się druga faza bitwy o Zamość. Miasto jest uratowane mimo alarmu, jaki przeżyło po północy z 30 na 31 sierpnia, alarmu który udaremnił przewidziane na godz. 2 dwa wypady załogi. Mimo że pod miastem stoi skoncentrowana cała Konna Armia, załoga wie o nadchodzącej odsieczy. A Konna Armia jest z trzech stron zagrożona. Od zachodu czuwa dzielne miasto. Od północy naciska 2 Dywizja Piechoty Legionów, a od południa zbliża się groźna Grupa Pościgowa gen. Hallera, złożona z 13 Dywizji Piechoty i dywizji jazdy. Nocowała na linii Wólka Łabuńska - Wolica Brzozowa i nic jeszcze nie wie o losach miasta. Ale wszyscy czujemy, że Budionny musi być pobity.

    13 Dywizja Piechoty wyrusza dwiema kolumnami w kierunku północno-zachodnim celem wykonania swojego zadania - odsieczy Zamościa. 26 Brygada Piechoty rusza o godz. 5 z Komarowa przez ruszczyznę na Brudek - Parchaczów. Będzie walczyła razem z Dywizją 1 Jazdy, mająca nacierać po jej prawej stronie. 25 Brygada Piechoty rusza o godz. 6 z bliższej Zamościowi Wólki Łabuńskiej szasą na Zamość. Przy silnym wsparciu własnej artylerii, po kolei zdobywa Łabunie, Łabuńki, Jatutów (45 pułk piechoty), Pniówek i Kalimowice (50 pułk piechoty).


    POSŁOWIE "Ostatnia Kampania Konna" Kornela Krzeczunowicza

    Uważny czytelnik niewątpliwie spostrzegł, że jednym z czołowych bohaterów tej książki jest płk. Henryk Brzezowski, bezpośredni przełożony autora, jego dowódca pułku, a następnie brygady; dowódca zawsze obecny na froncie od pierwszego do ostatniego dnia kampanii, który często samodzielną decyzją uzyskuje powodzenie lub odwrócenie grożącej klęski. Dlatego należy na zakończenie tej książki bardziej szczegółowo o nim wspomnieć. Jeżeli autor może za wiele pisał w pierwszej osobie, czynił to wyłącznie celem bardxziej bezpośredniego malowania przed oczyma czytelnika podziwianych krajobrazów, przeżywanych działań i widoków batalistycznych tej wyjątkowej kampanii, przenoszącej nas, aktorów i Was czytelników do XVII wieku, do przeżycia "Ogniwm i Mieczem" na jawie w XX wieku. Nigdy mu przez myśl nie przeszło pisać o sobie, a jedyny swój wyjątkowy czyn, uratowanie się od śmierci lub gorszej od śmierci niewoli pod wieczór bitwy pod Kilikijowem (28.6.1920), skłonny jest raczej przypisać cudowi niż własnej zręczności.

    Henryk Brzezowski był nie tylko moim przełożonym i wychowawcą w tajnikach dowodzenia szwadronem - mam na myśli nie służbę polową, którą kochałem i na wskroś pojąłem po pięcioletniej praktyce na froncie (od wiosny 1915 roku), lecz znienawidzone przeze mnie sprawy administracyjne i porządkowe, słowem całą rutyną służby wewnętrznej czasów pokojowych, której nie mogłem uniknąć ze względu na osobistą odpowiedzialność pieniężną, ciążącą na barkach dowódcy pododdziału. Bardziej jeszcze był mi Henryk osobistym przyjacielem, i to od pierwszego spotkania się w kadrze pułku w Rakowicach pod Krakowej z końcem marca 1919, gdy po moim przybyciu z frontu lwowskiego, jako zastępca dowódcy pułku zaprowadził mnie do kancelarii 4 szwadronu, którego dowództwo miałem objąć. Był to pieszy szwadron ze stu "zielonych" rekrutów złożony i jeszcze nie umundurowany - który miałem za cztery tygodnie wyprowadzić na front. Od razu odczułem ojcowskie nastawienie Henryka w jego dobrych radach i w osłodzeniu mojego losu przez wyszukanie dla mnie doskonałego wierzchowca spośród czteroletnich remont przybyłych ze stadniny państwowej z Kleczy Dolnej (pow. Wadowice). Był nim piękny deresz "Alarm", którego sam ujeździłem i który towarzyszył mi nieprzerwanie aż do ciężkiego zranienia pod Komarowem.

    Henryk przede wszystkim uczył osobistym przykładem bezwzględnej lojalności tak wobec przełożonych , jak i podwładnych (obok samo przez się zrozumiałej - wobec kolegów), najważniejszej cnoty żołnierskiej, bez której nie może być dobrego wojska, zdolnego do poświęcenia jednego za wszystkich i wszystkich za jednego. Gdy Henryk dołączył do pułku na froncie, w październiku 1919, mój szwadron już siedział na dobrych, zdobycznych koniach. W styczniu 1920 miał Henryk pierwszą okazję okazania nam swoich zdolności dowódczych. Poprowadził nas na daleki zagon od brzegów Słuczy do Żytomierza. Trzy dni i dwie noce działaliśmy w trudnym lesistym terenie, przy silnym mrozie, i mimo nieudania się zagonu, podziw ułanów na niezłomnego majora, dowodzącym pierwszym rzutem kombinowanej grupy, dla jego troskliwości o ludzi i konie, stworzył mocną więź wzajemnego zaufania i to pomimo przeżycia ogromnego zawodu, bo po przybyciu do Baraszówki 6 km od Żytomierza, i po wysadzeniu torów kolejowych na południe i północ od miasta, kazano nam zawrócić - i słusznie - aby nie narażać polskiej ludności Żytomierza na represje ze strony szalejącej w mieście "Czeki".

    Trzy dni po opisanym zagonie był już Henryk dowódcą pułku. Płk. Kiciński awansował na zastępcę generalnego inspektora kawalerii. Wiele zyskaliśmy na tej zmianie przed wielką kampanią, której niezwykłości nikt wówczas nie mógł przewidzieć. Otrzymaliśmy dowódcę o ojcowskim nastawieniu, niezwykłej wytrzymałości i długoletniej praktyce wojennej, pod każdym względem zdolnego do przeżycia ciężkich czasów, jakie nas czekały, których wielki gentleman a zarazem wybuchowy rygorysta i wiekiem znacznie starszy płk. Kiciński nie byłby przetrwał. Kimże był ów cichy i przyjacielski, nowy przełożony, o którym w roku 1919 wiedzieliśmy tylko tyle, że zdobył 64 pierwszych nagród na zawodach konnych i biegach z płotami, a rok później miał urość na naszych oczach na miarę nawet bohatera narodowego? Aby nie być posądzonym o przesadę, wspomnę, że na równi z nim najlepsze imię wśród podwładnych zachowali spośród wyższych dowódców bezspośrednio żołnierzowi znanych, tylko płk. Konstanty Plisowski, d-ca 4, później 6 brygady i w późniejszej fazie działań, płk. Juliusz Rómmel, któy w najcięższych dniach kampanii osobistym przykładem odwagi i spokoju spajał w sprawną całość swoją nową dywizję.

    Henryk urodził się 22 kwietnia 1879 roku w morawskiej Ostrawie jako syn Franciszka, inżyniera górniczego, w tym najbogatszym austriackim zagłębiu przemysłowym, gdzie rzeka Ostrawa, oddzielająca Morawską od polskiej Ostrawy, jest zarazem miejscem styku trzech narodowości. Matka Ślązaczka, wielka patriotka polska, wymagająca, aby w domu mówiono tylko po polsku, potrafiła mimo niemieckich szkół uratować dla polskości całe liczne potomstwo. Henryk, najstarszy z czterech braci i miłośnik wszystkich sportów, został wyznaczony do kariery wojskowej, następnie Roman padł jako oficer rezerwy w wielkiej bitwie pod Gorlicami w 1915 roku, młodsi - Franciszek i Ludwik - poświęcili się śladem ojca karierze w przemyśle. Ludwik, wybitny chemik i dyrektor Jaworzna, zginął w hitlerowskiej kaźni w Oświęcimiu w 1942 roku. Henryk sumiennie poświęcił się wyznaczonej mu karierze. Korzystał z najlepszych szkół wojskowych : wyższa szkoła realna i akademia wojskowa w Wiener-Neustadt. Po promocji na porucznika 18 sierpnia 1900 roku (dzień urodzin cesarza Franciszka Józefa) dostał przydział do świetnego Pułku ułanów Polskich nr.2 im. ks. Schwarzenberga w Tarnowie. Piszę "Polskich", bo z ośmiu pułków ułanów wystawionych w Galicji tylko trzy (1, 2 i 6) pochodziły z czysto polskich okręgów uzupełnień, pozostałe otrzymywały rekruta z mieszanych polsko-ruskich okręgów. Ten fakt, jak i bliskość Krakowa, który właśnie przeżywał renesans i restaurację zamku królewskiego na czele, przyczyniły się dodatkowo do podtrzymywania polskości Henryka, gdyby się była zachwiała długim, jedenastoletnim okresem szkół niemieckich.

    Kornel Krzeczunowicz "Ostatnia Kampania Konna"






    W bitwie pod Komarowem po stronie polskiej walczyła:

    1 Dywizja Jazdy pod płk. Juliuszem Rómmlem
    VI Brygada Jazdy pod płk. Konstantym Plisowskim
    1 Pułk Ułanów Krechowieckich pod płk. Sergiuszem Zahorskim
    12 Pułk Ułanów Podolskich pod Tadeuszem Komorowskim
    14 Pułk Ułanów Jazłowieckich pod kpt. Michałem Beliną-Prażmowskim
    VII Brygada Jazdy pod ppłk. Henrykiem Brzozowskim
    9 Pułk Ułanów Małopolskich pod majorem Stefanem Dembińskim
    8 Pułk Ułanów Księcia Józefa Poniatowskiego pod Kornelem Krzeczunowiczem
    2 Pułk Szwoleżerów Rokitniańskich pod Rudolfem Rupp

    Inni uczestnicy walki
    13 Dywizja Piechoty pod Stanisławem Hallerem





    Rekonstrukcja historyczna

    Na polach między Komarowem a Cześnikami rozegrała się 31 sierpnia 1920 r. wielka bitwa kawaleryjska - największa w XX stuleciu i zarazem ostatnia w dziejach świata bitwa z wyłącznym udziałem konnicy. Starły się w niej polska 1 Dywizja Jazdy pod dowództwem płk. Juliusza Rómmla z 1 Konną Armią Siemiona Budionnego, słynnego pogromcy "białych" generałów rosyjskich Denikina i Wrangla z 1919 r. Bitwa, której główne zmagania toczyły się wokół Wolicy Śniatyckiej, trwała cały dzień. Była morderczym bojem, w trakcie którego doszło do dziesiątków szarż zwartych kawaleryjskich formacji. Po polskiej stronie walczyło 6 pułków kawalerii i 2 dywizjony artylerii konnej. Konarmię Budionnego tworzyły 3 dywizje bolszewickiej jazdy. Chociaż, według niektórych historyków, bitwa ta nie wyłoniła zwycięzcy, jest uważana za jeden z większych triumfów w dziejach polskiej jazdy. Z pewnością jej rezultatem było zmuszenie armii Budionnego do odwrotu. Po stratach poniesionych w boju pod Komarowem ta formacja, stanowiąca dla Polski poważne niebezpieczeństwo w wojnie 1920 r., już nigdy nie odzyskała pełni zdolności bojowej. W powojennej Polsce zapomniano o bohaterskich ułanach. Wielki kawaleryjski bój wytarto z księgi chwały polskiej jazdy. Nigdy nie zapomniano o nim w samym Komarowie. Co roku około 31 sierpnia w miejscowym kościele odprawiano mszę za poległych. Po 1989 r. na polach na północ od Wolicy Śniatyckiej wzniesiono kopiec z krzyżem i mogiłę poległych ułanów, które warto zobaczyć. W ostatnią niedzielę sierpnia odbywają się tutaj obchody rocznicy największej bitwy kawaleryjskiej XX wieku. Od niedawna uroczystości uświetnia pokazowa szarża ułanów, występujących w mundurach z 1920 r. Już stała się wielką atrakcją turystyczną.


















    plan_bitwy_komarów

    mapa geodezyjna

    marsz_bojowy



    Czwartek, 22 sierpnia 2013 www.tygodnikzamojski.pl
    KOMARÓW: Żyje uczestnik bitwy z 1920 roku. Józef Kowalski ma 113 lat

    KOMARÓW: Żyje uczestnik bitwy z 1920 roku. Józef Kowalski ma 113 lat Organizatorzy zaplanowanej na niedzielę kolejnej rekonstrukcji bitwy pod Komarowem, odnaleźli jedynego żyjącego uczestnika wydarzeń z 1920 roku. To 113-letni Józef Kowalski. Były ułan, weteran wojny polsko-bolszewickiej 113 lat ukończył w lutym tego roku i jest najstarszym żyjącym Polakiem, a być może także Europejczykiem. Na pewno jest ostatnim żyjącym uczestnikiem bitwy pod Komarowem. Józef Kowalski urodził się we wsi Wicyń (obecnie Smerekivka) na Podolu.



    Uzbrojenie Wojska Polskiego lata 1918-1921

    Po odzyskaniu niepodległości odradzające się Wojsko Polskie miało na uzbrojeniu 15 wzorów broni strzeleckiej. Stanowiły ją przejęte zapasy niemieckie i austro-węgierskie (w tym również broń zdobyczna). Na dzień 26 stycznia 1919r. stan uzbrojenia i wyposażenia wynosił: „100 tysięcy karabinów i karabinków różnych typów i pochodzenia, 1200 karabinów maszynowych, 352 działa różnych typów i 88 tysięcy sztuk amunicji do nich, 11 milionów sztuk naboi karabinowych, 338 tysięcy granatów ręcznych, 237 samolotów (w tym 45 zdolnych do lotu), 592 samochody ciężarowe, 345 samochodów osobowych (w tym 229 sprawnych), 4500 wozów konnych taborowych, 20 tysięcy koni wierzchowych i około 70 tysięcy kompletów mundurów”. Jak widać z powyższego spisu, Polska z trudem mogła wystawić mniej więcej 100 tysięczną armię.


    Przypisy :

    Krzysztof Szczegłow - Bagnet Wojska Polskiego 1014-1999 tom III
    Marian Maciejewski - Broń strzelecka Wojska Polskiego w latach 1717-1945
    Kornel Krzeczunowicz - Ostatnia Kampania Konna
    Anna Wojdy i Beata Biszczan - Komarów. Ocalić od zapomnienia
    Królikowski Bohdan - Księga jazdy polskiej, Warszawa MCMXXXVIII
    Ułańskie lato, Lublin 1999, Tow. Nauk KUL
    http://www.1920.org.pl/
    http://www.forum.dlapolski.pl/bitwa-pod-komarowem-vt1666.htm
    http://www.bitwapodkomarowem.pl/
    http://forum.dlapolski.pl/viewtopic.php?t=1666&lofi=1&sid=ca4a128a5ec3fef7360aa81b9d022b05
    http://www.1920.fora.pl/historia-fotografie-dokumenty,12/bitwa-pod-komarowem,207.html



    Mogiła żołnierzy polskich w Leżnicy z 1920 r. Co było dalej - http://www.krylow.info/zabugiem.html

    Moja przygoda z poznawaniem naszej historii - opis - oprac. H. Żurawski

    Badanie tego tematu miało swój początek w mroźny styczniowy wieczór 2006 roku. Wtedy to Pan Ryszard Wieczorek opowiedział mi o relacji jakiej wysłuchał przed kilku laty z ust Pana Seweryna Czerniaka. Pan Czerniak nie przywołuje konkretnej daty ale opowiedział o bitwie, która rozegrała się po drugiej stronie Bugu.

    Za Bugiem między Wołczkiem a Michalem rozłożona była wieś Leżnica. Bitwa rozgrywała się właśnie w Leżnicy a kryłowianie obserwowali ją wychodząc na kryte strzechami dachy. Dochodziły z tamtąd odgłosy walki. Wyraźnie widać było walkę ponieważ słońce odbijało swój blask od szabel. W okresie międzywojennym społeczność Kryłowa brała udział w uroczystościach pod pomnikiem polskich żołnierzy w Leżnicy, podczas corocznych obchodów Dnia Niepodległości. Przed II wojną światową funkcjonował prom na Bugu więc nie było problemu z dotarciem do tej miejscowości..." - To tyle z opowieści Pana Czerniaka.

    Nasunęły się pytania co do tych wydarzeń. Kiedy rozegrała się ta bitwa? Kto był drugą stroną w tej walce skoro później powstał w tym miejscu pomnik i odbywały się w/w uroczystości? Kolejne pytanie, czy zostały ślady po tym pomniku? Wyjaśnienie tych pytań,wątpliwości zajęło dwa i pół roku. Bitwa po drugiej stronie Bugu rozegrała się podczas wojny polsko-bolszewickiej, 12 września 1920 roku. Wojska Armii Konnej Budionnego zostały zatrzymane w swoim pochodzie 31.08.1920 roku w bitwie pod Komarowem. Po zwycięskiej dla nas bitwie pod Komarowem nastąpił jej odwrót. Tak liczna armia jaką była konnica Budionnego nie uciekała w popłochu lecz stawiała zacięty opór. 2 września walki o Łaszczów, 6 września walki o Modryń, 9 września starcia koło Szychowic. Walki o Hrubieszów. Od 9 do 12 września amia Budioneego toczy walki na linii Bugu. W tym czasie następuje forsowanie Bugu przez nasze oddziały. Armia Budionnego została okrążona na południe od Włodzimierza Wołyńskiego w okolicy Morozowicz, które sąsiadują ze wspomnianą poprzednio Leżnicą. Do najcięższych walk doszło 12 września 1920 roku. Tylko przypadek sprawił, że kawalerzyści Budionnego wyszli z kotła i nie ponieśli ostatecznej klęski. W walkach pod Morozowiczami szczególnie zasłużył się 9 Pułk Ułanów Małopolskich. To właśnie ta miejscowość widnieje na odznace pułku wśród miejscowości wyszczególnionych jako szlak bojowy. W bitwie tej wsławił się Konrad Zembrzuski późniejszy dowódca 15 Pułku Ułanów. To on poprowadził Ułanów 2 Pułku do walki i za to został odznaczony orderem Virtuti Militari.

    Wyjazd na Ukrainę we wrześniu 2006 roku przynosi nowe fakty. Otrzymujemy od księdza Peterczuka z Michala książkę Ołeksy Chwediw „Na kruczi Bugu”. W rozdziale dotyczącym historii Leżnicy jest informacja o bitwie Polaków z bolszewikami, jaka rozegrała się na polach Leżnicy i Morozowicz. Polacy pochowani we wspólnej mogile w Leżnicy, zaś Rosjanie znaleźli miejsce wiecznego spoczynku na cmentarzu prawosławnym w Michalu. Jak podaje autor Ołeksa Chwediw (regionalista ukraiński) żelazny krzyż na mogile ustawili koloniści z Wołczka.

    Kolejnym materiałem, który prowadzi nas do przybliżenia tej historii jest fragment opracowania Ryszarda Wieczorka „Rys historyczny szkolnictwa w Kryłowie”. Przytoczę fragment wspomnień mieszkanki Kryłowa – Pani Jadwigi Chachuły z domu Steciuk, która opowiadała, w jaki sposób obchodzono Święto Odzyskania Niepodległości:

    "...W dniu 11 listopada rano gromadziliśmy się przy szkole. Następnie klasami pod opieką nauczycieli maszerowaliśmy w stronę Bugu, gdzie znajdował się prom. Promem przewożono nas na drugi brzeg. Drogą przez Wołczek szliśmy do wioski Leżnica, w której znajdował się grób żołnierzy polskich. Po modlitwie składaliśmy kwiaty, następnie recytowano wiersze i śpiewano żołnierskie pieśni. Po uroczystości wracaliśmy do Kryłowa...”

    O wyprawach na te uroczystości wspomina także Pan Roman Martyniuk z Prehoryłego ( rocznik 1921). Po dwu latach trafiam na nowe, istotne dane zawarte w publikacji z 1934 roku Wojskowego Biura Historycznego "Lista strat Wojska Polskiego 1918-1920". Dane w niej zawarte nie tylko wymieniają poległych ale dają także pewien obraz walki, w tym dotyczące interesującej nas bitwy za Bugiem. Z listy poległych dowiadujemy się, które formacje brały udział i możemy sobie wyobrazić jaki był "teatr działań" 12.IX.1920 roku. Bitwa objęła swoim zasięgiem niemal wszystkie sąsiadujące ze sobą miejscowości, w tym także po naszej stronie Kosmów. Za Bugiem walki rozgrywały się w wioskach: Michale, Morozowicze, Wolica Morozowiecka, Leżnica, Wołczek, Poromów, Biskupicze(tam gdzie stoi obecnie kryłowska cerkiew).




    Góra   Ułani   Główna   Galeria Ułani   Album 1932 rok   Historia Rodu Skorek   Wojsko 68-70