Home  |  Królik  |  Papuga  |  Kanarek  |  Owczarek  |  Redakcja  |  Klub  |  Kontakt       królik - lapin Królik - kaninchen Królik - Rabbit

  • Home
  • Królik
  • Papuga
  • Kanarek
  • Gryzonie
  • Działka
  • Co nowego
  • Galeria  I
  • Galeria  II
  • Galeria  III
  • Mapa strony
  • Forum Trunia
  • Serwis Trunia
  • Zrób stronę
  • Przyjaciele
  • Literatura
  • Webcam
  • Zapytania
  • Redakcja
  • Lekarze
  • Ustawy
  • Banery
  • Humor
  • Ebook
  • Quiz
  • Linki
  • E-mail

  • Owczarek
  • Literatura - psy
  • Galeria Misia
  • Choroby
  • Filmik nr. 1
  • Filmik nr. 2
  • Pogotowie
  • Homeopatia
  • Zły właściciel
  • Rasy psów
  • Opis
  • Pies obronny
  • Pies użytkowy
  • Pies stróżujący
  • Zabawa z psem
  • Nowy lokator
  • Szczeniak
  • Żywienie
  • Wychowanie
  • Behawiory
  • Pielęgnacja
  • Ciekawe strony


  •    

                                                           Zabawa z psem w przeciąganie.

    Zabawa z psem w przeciąganie. Fragment pochodzi z książki Jean Donaldson, „Pies i człowiek”

    "Pies i człowiek"

    Rewolucyjna książka, która pozwoli Ci zrozumieć więź pomiędzy człowiekiem i psem.

    Tysiące psów uznaje się za beztalencia tylko dlatego, że nie chciały, lub nie potrafiły nauczyć się poleceń właścicieli. O niektórych mówi się nawet, że są niezrównoważone psychicznie, a orzeka się to na podstawie zachowań, które przecież nakazuje im ich psia natura! Szczekanie, gryzienie, obwąchiwanie i obskakiwanie ludzi, a nawet walki z innymi psami, to dla naszych czworonożnych przyjaciół zachowania równie neutralne, jak merdanie ogonem czy zakopywanie kości. Niestety, pies postępujący zgodnie z zasadami właściwymi jego gatunkowi, często popada w konflikt z normami ustanowionymi przez ludzi. Nie czyniąc więc w jego mniemaniu niczego złego, naraża się na niezrozumienie, odrzucenie, a nawet i fizyczną przemoc ze strony człowieka.

    A przecież to zadaniem właściciela jest mądre wpływanie na zachowanie psa tak, aby życie pod jednym dachem dla obu stron było prawdziwą radością.

    Szkoleniowcy, hodowcy, nawet lekarze weterynarii od dziesięcioleci wkładają do głowy właścicielom psów, aby nigdy, pod żadnym pozorem, nie bawili się z nimi w przeciąganie. Ma to jakoby grozić wyzwoleniem i utrwaleniem zachowań dominacyjnych i agresji u psa.

    Rozumowanie takie bierze się z pomylenia zachowań łowieckich, jakie występują w tej zabawie, z zachowaniami agonistycznymi (rozwiązywaniem konfliktów), jakie w niej nie występują. Zabawy w przeciąganie, jeśli tylko odbywają się według ustalonych reguł, są znakomitym sposobem na rozładowanie energii. Podobnie jak kontrolowane „ostre” zabawy, tak i one są swego rodzaju barometrem wskazującym, na ile panujesz nad zachowaniem swojego psa, a zwłaszcza w jaki sposób robi on użytek ze swoich zębów. Zabawa nie wywołuje u psa zachowań drapieżnika – bo one już w nim tkwią – tylko daje im ujście.

    Oczywiście, że zabawa w przeciąganie, jak każda intensywna zabawa, może być potencjalnie groźna, jeśli nie obowiązują w niej żadne reguły ani zwyczajny zdrowy rozsądek. Nie należy jednak wylewać dziecka z kąpielą. Dlaczego pozbawiać psa i właściciela dobrej zabawy, która w dodatku fantastycznie spala nagromadzoną w psie energię? Jej zalety to przede wszystkim zwiększanie koncentracji psa i jego pewności siebie oraz uruchamianie jego głęboko zakorzenionych instynktów. Ponadto właściciel skojarzy się z silnym wzmocnieniem pozytywnym. Korzyści, jakie przynosi zabawa w przeciąganie, to zmniejszenie ryzyka wystąpienia zaburzeń zachowania, które mają źródło w bezczynności i niedostatku bodźców. Dla właściciela ta forma aktywności jest bardzo wygodna, bo w krótszym czasie i prawie bez ruszania się z miejsca daje to wszystko, co długi spacer (co nie znaczy, że może na stałe zastąpić przechadzki). Jest także dobrą nagrodą przy szkoleniu w zakresie posłuszeństwa.

    Argument, że „przeciąganie zrobi z psa dominanta”, jest wyjątkowo słaby, a pomysł, że psy czy wilki rozstrzygają między sobą kwestie dominacji i podporządkowania poprzez chwytanie dwóch końców liny czy zabawki i przeciąganie jej w swoją stronę, brzmi śmiesznie. W zabawie tej pies i właściciel nie występują przeciw sobie, a raczej współpracują „przeciwko zabawce”. Zazwyczaj jeśli pozwolisz psu „wygrać” podczas takiej zabawy, to znaczy dasz mu zabawkę, przyniesie ją z powrotem i będzie chciał zacząć przeciąganie od nowa, a nie ucieknie ze zdobyczą. Uczy się, że tylko właściciel dysponuje niezwykłą umiejętnością – powoduje, że zabawka stawia opór, żyje i zachowuje się jak prawdziwa zdobycz. W ten sposób właściciel zyskuje wspaniały środek motywujący, jakim jest wzmocnienie.

    Jeśli czasem zdarza się, że pies chwyta zabawkę i ucieka, to na ogół jest to skutek popełnionych przez właściciela prostych błędów taktycznych. Gdy pies, przejąwszy kontrolę nad zabawką, zmyka z nią, trzeba go przechytrzyć, a nie gonić. Tam, gdzie decyduje szybkość i zwinność, pies zawsze wygra.

    Znacznie lepiej udawać, że to nas w ogóle nie obchodzi, a wtedy pies przyniesie przechwyconą zabawkę szybciej, niż można by się spodziewać. Kiedy nauczy się, że zabawka żyje i stawia opór tylko wtedy, gdy jest w rękach właściciela, uciekanie z nią nie przyjdzie mu do głowy.

    Doktor Peter Borchelt i doktor Linda Goodloe przeprowadzili jedyne jak dotąd badania porównujące zachowanie psów, z którymi właściciele bawią się w przeciąganie, z tymi, które tej zabawy nie znają. Nie wykazali żadnego związku między zabawą a wzrostem agresji. Jeśli kto inny przedstawi równie dobrze udokumentowane badania dowodzące, że jest inaczej, to z pewnością wezmę je pod uwagę, ale tymczasem przekonanie o niebezpieczeństwie zabawy w przeciąganie jest tylko domniemaniem. Wydaje nam się, że jest groźna, bo groźnie wygląda, a pies zachowuje się podczas niej jak najprawdziwszy drapieżnik. Najwyraźniej trudno pogodzić się z faktem, że jest drapieżnikiem.

    Intensywność zabawy w przeciąganie podobna jest do tej, jaką obserwuje się u psów bawiących się we flyball, pasących, uczestniczących w wyścigach czy próbach norowania i wszystkich innych zajęciach, przy których do głosu dochodzą zachowania typowe dla drapieżnika. Trzeba jednak pamiętać, że bawiąc się w przeciąganie, pies nie walczy z właścicielem – on współpracuje z nim, by „zabić” zdobycz. Popatrzmy, jak zachowują się wilki czy likaony, gdy dopadną większe zwierzę. Kilka przytrzymuje je za ogon, boki i kończyny; trzymają z całej siły i z pewnością nie myślą wtedy o hierarchii. Ten fragment sekwencji zachowań, charakterystycznych dla społecznie żyjących drapieżników, nie różni się od zachowania psa próbującego wyszarpać zabawkę z rąk właściciela czy z zębów innego psa.

    Posunęłabym się nawet do twierdzenia, że doświadczenie wspólnego zabijania ma duże znaczenie dla rozwoju i utrzymania więzi między członkami sfory. „Zabijanie” w zabawie w przeciąganie jest intensywnym i przyjemnym przeżyciem, które pies kojarzy z właścicielem. Podkreślam jednak, że niezbędne jest, by taka zabawa była podporządkowana ścisłym regułom.

    Reguły zabaw w przeciąganie:

    1. Na komendę pies puszcza zabawkę.
    2. Zabawa zaczyna się zawsze z inicjatywy właściciela.
    3. Jest przeplatana ćwiczeniami posłuszeństwa.
    4. Nie ma tolerancji dla wypadków.

    1. Na komendę pies puszcza zabawkę

    To oczywiste – na komendę pies musi oddać zabawkę właścicielowi. Oto, jak można go tego nauczyć:

    Po pierwsze, trzeba ustalić komendę, na przykład „Zostaw”, „Puść” czy „Oddaj”. Należy przećwiczyć ją najpierw w mniej ekscytujących sytuacjach, póki pies się nie rozochocił do zabawy. Kolejność jest następująca: podajemy komendę, pies zwalnia uchwyt, niezwłocznie dostaje smakołyk (trzeba mieć go w kieszeni), następna komenda oznacza ponowne rozpoczęcie zabawy. Może się zdarzyć, że pies, który nie zasmakował jeszcze w tej formie rozrywki, nie chwyci zabawki. Trzeba go wówczas zachęcić, przesuwając zabawkę przed nosem – celem jest nie zniechęcenie do zabawy, ale nauczenie reguł. Powtarzamy ćwiczenie wielokrotnie; komenda „Oddaj” musi być dobrze utrwalona, zanim zaczniemy bawić się na dobre. Gdy pies porywa zabawkę i ucieka z nią, wymianę „zabawka na przysmak” ćwiczymy, nie wypuszczając zabawki z ręki. Taka technika wskazana jest szczególnie w przypadku psów, które z natury odznaczają się silnym instynktem posiadania (więcej o technikach wymiany w rozdziale 3).

    2. Zabawa zaczyna się zawsze z inicjatywy właściciela

    Pies musi wiedzieć, że to nie on jest właścicielem zabawki i nie on decyduje, kiedy będziecie się bawić. Zasadę tę najłatwiej wprowadzić i utrwalić podczas zabawy. Pokaż psu tę jedyną, przeznaczoną do tego zabawkę, a następnie wydaj komendę i to taką, z którą raczej nie zetknie się w innych okolicznościach (sama stosuję komendę „Zabij”). Jeśli pies skojarzy pozwolenie na pochwycenie zabawki z konkretnym przedmiotem i konkretną komendą, to zminimalizujemy ryzyko, że kiedykolwiek wyrwie zabawkę z rąk przechodzącego dziecka lub będzie obskakiwać osobę, która przypadkiem powie coś podobnego do znanej mu komendy. Jest mało prawdopodobne, by ktoś niósł w rękach taką samą zabawkę, jednocześnie wołając „Zabij”! Dlatego właśnie zabawę w przeciąganie ograniczamy zawsze do jednej i tej samej zabawki oraz jednej, możliwie nietypowej komendy.

    Gdy pies pochwyci zabawkę, bawicie się jak zwykle. Jeśli podczas przerwy na ćwiczenia posłuszeństwa będzie chciał się bawić w przeciąganie, zanim padnie komenda do zabawy (być może sądzi, że należy mu się nagroda za jakieś dobrze zrobione ćwiczenie), musi wykonać jeszcze kilka dodatkowych ćwiczeń posłuszeństwa. Dopiero potem wróćcie do zabawy, oczywiście poprzedziwszy ją odpowiednią komendą. Jest to żelazna reguła, której trzeba bezwzględnie przestrzegać. Gdy podobne zachowanie powtórzy się, to konsekwencją powinno być zakończenie zabawy na ten dzień. Złamanie zasad musi pociągać za sobą konsekwencje – w przeciwnym razie pies uzna, że reguły przestały obowiązywać.

    3. Częste przerwy na ćwiczenia posłuszeństwa

    Zabawa w przeciąganie jest znakomitym pozytywnym wzmocnieniem dla szkolenia posłuszeństwa. Dlatego trzeba ją często przerywać, a w przerwach wykonywać kilka ćwiczeń posłuszeństwa – w ten sposób na jednym rożnie upieczemy dwie pieczenie. Z jednej strony pies uczy się, że właściciel może w każdej chwili wstrzymać ekscytującą zabawę, a z drugiej, zabawowy nastrój i podniecenie pomagają poprawnie wykonać ćwiczenia posłuszeństwa. Rozpoczęcie zabawy daje silne wzmocnienie pozytywne, które skutkuje wyższym niż zazwyczaj poziomem wykonania. Pies ma bowiem dodatkowo silną motywację, żeby wypaść jak najlepiej i zasłużyć na kolejną porcję zabawy. Połączenie tych dwóch form aktywności utrwala się w pamięci psa tak mocno, że z czasem zacznie uwielbiać szkolenie posłuszeństwa.

    4. Zero tolerancji

    Może się zdarzyć, i to często, że przy chwytaniu zabawki pies niechcący złapie za rękę lub uderzy w nią zębami. Choć to wypadki niezamierzone, nie powinny przechodzić niezauważone. Nawet gdy nie poczujesz bólu, krzyknij „Auuu!” i niezwłocznie zakończ zabawę.

    Psy doskonale potrafią kontrolować siłę swojego uchwytu, jeśli tylko widzą po temu przyczynę. Przestrzeganie zasady „zero tolerancji” ma same zalety; po pierwsze, przypomina się psu, że skóra ludzka jest wrażliwsza od skóry psa i trzeba się z nią obchodzić delikatnie, a najlepiej z zębami trzymać się z daleka. Po drugie, pies uczy się, że nieodpowiednie zachowanie niesie za sobą niepożądane konsekwencje.

    Jeśli podczas zabawy w przeciąganie pies zachowuje się zgodnie z regułami, można mu pozwolić na intensywniejsze pobudzenie. Jego objawami są energiczne potrząsanie głową, mocne szarpanie zabawki i warczenie. Raz ustalone zasady trzeba zawsze egzekwować i utrwalać, często inicjując i przerywając zabawę. Jeśli w wyniku zabaw w przeciąganie pies staje się nieopanowany i groźny, jest to winą właściciela, który nie potrafił egzekwować zasad.

    Psy nieśmiałe

    Przeciwieństwem psów, które w zabawie w przeciąganie posuwają się za daleko i wymagają dyscyplinowania, są takie, które w ogóle nie mają na nią ochoty. Podobnie jak w przypadku psów niechętnych aportowaniu, przyczyny bywają różne. Możemy mieć do czynienia z psem zamkniętym w sobie albo wcześniej karanym za chwytanie zębami przedmiotów. Efekt jest taki, że zwierzę nie chce ich łapać ani trzymać w pysku – trzeba zatem rozbudzić w nim takie zainteresowanie. Należy uczyć osobno poszczególnych zachowań – najpierw chwytanie, a potem trzymanie. Każde podjęcie zabawy zasługuje na entuzjastyczną pochwałę, aby pies miał pewność, że nie robi niczego złego; przeciwnie, że jest to zachowanie oczekiwane i pożądane. Z psa, który początkowo nie ma ochoty na zabawę w przeciąganie, można uczynić jej entuzjastę – tak było w przypadku mojej Meggie. Dzisiaj rzuca się na zabawkę i tarmosi ją z taką zaciekłością, jakby to była ostatnia zdobycz, jaka istnieje na świecie.

    Akurat w przypadku zabawy w przeciąganie nie wydaje mi się, by nagradzanie smakołykami było szczególnie skuteczne. Przysmaki odwracają uwagę psa od tego, czego od niego chcemy.


    Następny fragment z książki „Pies i człowiek” Jean Donaldson

    Kolejna koncepcja, która zdaniem jej zwolenników wyjaśnia wszystkie zachowania psów, a przy okazji usprawiedliwia stosowanie przemocy w szkoleniu, to teoria wilczej sfory.

    Odkrycie, że w sforze wilków obowiązuje hierarchia, doprowadziło do tego, iż wszelkie zachowania psa w stosunku do człowieka objaśnia się poprzez rzekome dążenie zwierzęcia do zajęcia dominującej pozycji w domowej hierarchii. Pomysł bardzo się spodobał i zyskał szerokie grono zwolenników. Pies jest nieposłuszny dlatego, że właściciel nie pokazał mu, kto rządzi. Żeby sobie z nim radzić, musisz być w domowej sforze osobnikiem alfa. Według tej teorii pies spędza bezsenne noce na obmyślaniu sposobów, jak zdominować właściciela – ten więc powinien zachowywać nieustanną czujność, aby nie utracić swojej pozycji. Niestety, koncepcja ta jest też usprawiedliwieniem dla stosowania kar i przemocy.

    To teoria bardzo wygodna dla właściciela, bo – dzięki swej prostocie – zwalnia go z obowiązku zapoznania się z innymi koncepcjami szkolenia psów. Pomysł, że pies pierwszy wybiega przez drzwi albo ciągnie niemiłosiernie na smyczy, by w ten sposób pokazać właścicielowi, że nad nim dominuje, jest zwyczajnie śmieszny. Teoria dominacji jest tak głęboko zakorzeniona w umysłach wielu właścicieli, że nawet niewinne zachowania wyrażające uległość, jak podskakiwanie lub próby polizania po twarzy, uważane są przez nich za przejawy dominacji i odpowiednio surowo traktowane. Jest to dobry przykład na to, jak łatwo przyjmuje się mało prawdopodobne wytłumaczenia, zanim wykluczy się te całkiem oczywiste. Pies gryzie meble nie po to, żeby cokolwiek demonstrować, ale dlatego, że z jego punktu widzenia świetnie nadają się do gryzienia. Nie jest posłuszny, bo nie wie, czego od niego chcą, nie jest wystarczająco zmotywowany albo akurat w tym momencie coś zainteresowało go bardziej, choćby przebiegająca po drzewie wiewiórka.

    Psa można uczyć na dwa różne sposoby – korzystając z bodźców negatywnych (kontrola awersyjna) albo z bodźców pozytywnych. Pierwsza metoda w warunkach doświadczalnych wygląda następująco: jeśli u zwierzęcia, po przywołaniu go, zastosować nieprzyjemny bodziec (na przykład lekki wstrząs elektryczny) i wyłączyć ten bodziec natychmiast, gdy zwierzę podejdzie, to zapamięta, że działanie bodźca ustaje po wykonaniu komendy. W codziennej praktyce rolę takich bodźców spełnia szarpanie smyczą, uderzenia gazetą i tym podobne. Nie ma to wszystko nic wspólnego z dominacją, podległością i innymi tego rodzaju nonsensami.

    Inaczej wygląda sprawa uczenia za pomocą bodźców pozytywnych. Jeśli pies wie, że za przyjście po przywołaniu czeka go smakołyk, przynajmniej w jednym przypadku na pięć, to przyjdzie zaraz po usłyszeniu komendy. Utrwala się silna reakcja na określoną komendę, i to bez uciekania się do kar i bodźców negatywnych. Także i w tym przypadku kwestie dominacji nie mają nic do rzeczy. Gdy ludzie skarżą się, że pies chce ich zdominować, co przejawia się poprzez odmowę wykonywania poleceń albo próby grożenia lub nawet gryzienia, to możemy mieć do czynienia z dwoma różnymi problemami. Być może pies rzeczywiście postrzega siebie jako dominującego nad właścicielem, ale równie dobrze może uważać się za najniżej stojącego w hierarchii, tylko że nie ma dostatecznej motywacji, by być posłusznym, a gryzie ze strachu. Są też psy, które uznają się za dominujące, ale w szkoleniu są prawdziwymi gwiazdami i nigdy nikogo nie ugryzły.

    Jeśli problemem jest posłuszeństwo, to można sobie z nim poradzić, posługując się warunkowaniem instrumentalnym (operacyjnym). Jest to skuteczny środek modyfikacji zachowania. Nie ma potrzeby uciekania się do koncepcji dominacji w przypadku, gdy pies nie przychodzi na wołanie, jeśli wcześniej nie został uwarunkowany, aby to robić. Możesz go do woli chwytać za kark (jak każą zwolennicy teorii dominacji), a on i tak nie będzie przychodził, skoro zachowanie to nie zostało uwarunkowane i utrwalone. Chwytanie za kark, przygniatanie do ziemi i wyprzedzanie w drzwiach nic nie pomoże; pies i tak ugryzie, gdy zostanie przekroczony próg reakcji.
    Popularność teorii dominacji jest tylko jednym z dowodów na to, że w świecie miłośników psów dyscyplina intelektualna i chęć uczenia się nie są zbyt popularne.

    Moja ulubiona bajka to ta o wyprzedzaniu w drzwiach. Kto w ogóle wymyślił, że przepychanie się w drzwiach może mieć dla psa jakiekolwiek ukryte znaczenie, nie mówiąc już o chęci dominacji? Pies stara się jak najszybciej wyjść z domu po to, żeby czym prędzej doświadczyć wszystkich atrakcji związanych z wyjściem na spacer, bo jest podniecony, bo jest psem, bo nikt mu nigdy nie pokazał, że nie powinien tak robić. I to wszystko...

    Zamiast powtarzać w kółko „dlaczego, dlaczego, dlaczego?” pies coś robi (albo czegoś nie robi), zamiast snuć teorie o dominacji, lepiej zastanowić się, czy nie chodzi o którąś z następujących przyczyn nieposłuszeństwa:

    1. W otoczeniu znajduje się silniejszy bodziec.
    2. Nikt nigdy nie uczył psa, że ma się zachowywać inaczej.

    Teoria dominacji stała się tak modna, że całe rzesze szkoleniowców i właścicieli są przekonane, że wystarczy tylko zdominować psa, a wszystko samo się ułoży. W praktyce oznacza to, że wiele psów traktowanych jest brutalnie, co zazwyczaj tylko wzmaga istniejące problemy, bo pies ucieka lub gryzie, żeby uchronić się przed ostrym podejściem. W dodatku szkoleniowcy nie zaprzątają sobie głowy takimi rzeczami, jak prawidłowe warunkowanie psa czy zapewnienie odpowiednich warunków szkolenia. W rezultacie psy są niedostatecznie wyszkolone i dalej mogą służyć za dowód na teorię dominacji.

    To oczywiście nie znaczy, że psy nie mają skomplikowanego zespołu rytualnych zachowań służących ustaleniu hierarchii. Ale też doskonale widzą w nocy, a nikt nie proponuje, żeby – w razie nieposłuszeństwa lub gryzienia – operować im oczy, bo to powinno pomóc. Teoria dominacji zwyczajnie nie sprawdza się w szkoleniu, a tym bardziej w korygowaniu niepożądanych zachowań typu nieposłuszeństwo czy agresja. Ludzie, którzy w szkoleniu wykorzystują kontrolę awersyjną i teorię dominacji, osiągnęliby z pewnością lepsze rezultaty, zapoznawszy się z psychologiczną teorią uczenia się, a jeszcze lepiej, gdyby w ogóle zrezygnowali z kontroli awersyjnej, czyli stosowania nieprzyjemnych bodźców, na rzecz innych metod, takich jak warunkowanie instrumentalne. Teoria dominacji jest po prostu niepotrzebna. Co więc wiemy naprawdę o psach?

    Powrót