Edwin Rozłubirski ps. Gustaw (ur. 4 maja 1926 w Białymstoku lub w Warszawie, zm. 12 maja 1999 w Warszawie) – polski dowódca wojskowy, generał dywizji Wojska Polskiego, pisarz, działacz społeczny.
Urodził się w Białymstoku (według innych źródeł w Warszawie) jako syn Józefa i Marii z domu Szmidt. Wkrótce po urodzeniu wraz z rodzicami przeniósł się do Warszawy, gdzie w latach 1934–1941 ukończył szkołę podstawową i średnią szkołę zawodową. W czerwcu 1939 wstąpił do Korpusu Kadetów Nr 1 im. Marszałka Józefa Piłsudskiego we Lwowie.
We wrześniu 1939 wraz z kadetami wziął udział w obronie Lwowa. Po zajęciu miasta przez Armię Czerwoną ukrywał się przed wywózką, a później pracował w stajni. W 1941 po wkroczeniu Niemców przymusowo wcielony do Baudienstu (służby budowlanej), skąd zbiegł i powrócił do stolicy.
Podczas II wojny światowej od 1942 był członkiem Gwardii Ludowej i walczył w oddziale partyzanckim na Kielecczyźnie początkowo jako szeregowiec w pierwszym, obok oddziału Franciszka Zubrzyckiego, oddziale partyzanckim GL dowodzonym przez Augusta Langego, a potem jako podoficer i dowódca drużyny zwiadu. Pod koniec 1943 wrócił do Warszawy, gdzie został mianowany zastępcą dowódcy nowo utworzonego oddziału szturmowego GL (później Batalionu AL im. "Czwartaków"), z którym wziął udział w licznych akcjach bojowych w Warszawie.
Poszukując materiałów dotarłem do notatki:
"
1944 sierpień 6, Warszawa (Stare Miasto).
Komunikat prasowy omawiający przebieg walk oddziałów AL i AK na placu Zamkowym w dniach 4 i 5 sierpnia 1944 r.
Odparcie natarcia czołgów niemieckich na dzielnicę Starego Miasta
W dniu wczorajszym i w nocy czołgi niemieckie i samochody pancerne dwukrotnie zaatakowały dzielnicę Starego Miasta. Za dnia kolumna samochodów pancernych zaatakowała wzdłuż ul. Krakowskiego Przedmieścia gniazdo oporu oddziałów przeznaczonych do obrany tej dzielnicy. Za pierwszym razem czołgi dotarły zaledwie do apteki Wendego, do pierwszej placówki obsadzonej przez żołnierzy AL. Po zaatakowaniu granatami i i butelkami z benzyną, samochody pospiesznie zawróciły, wlokąc za sobą dwa płonące wozy.
Silniejszy atak niemiecki nastąpił w nocy około godziny 1:00. Kolumna piechoty niemieckiej w sile około 120 ludzi, pod osłoną trzech ciężkich czołgów i dwóch samochodów pancernych, przystąpiła do natarcia w kierunku pl. Zamkowego. Tym razem jeden z samochodów pancernych dotarł aż do kolumny Zygmunta i tu został zdobyty w stanie nieuszkodzonym wspólnie przez oddziały AL i AK.
W akcji wyróżnił się por. AL Skóra (Por. Niemir Bieliński - zastępca dowódcy 111 batalionu AL)
Drugi samochód pancerny został podpalony u wylotu ul. Miodowej. Ogień dostał się do amunicji, samochód wyleciał w powietrze. Czołgi zatrzymały się rozważnie w pobliżu ogródka Hoovera. Następnie piechota niemiecka pod osłoną ognia artylerii i dział przeciwczołgowych i czołgów przystąpiła do ataku. Walki trwały do 4 rano. Atakująca piechota została odrzucona, a czołgi pośpiesznie wycofały się w kierunku na Nowy Świat. Nieprzyjaciel zostawił na placu zabitych i rannych. Obrona została przeprowadzona wspólnymi siłami oddziałów AL i AK.
Ci sami żołnierze, polscy nie dopuścili nad ranem do przerzucenia się pożaru na aptekę Wendego. Uratowano wiele środków opatrunkowych.
W czasie tych walk żołnierze polscy wykazali wyjątkowy entuzjazm i poświęcenie. Sierżant Sęp (St. sierż. Stanisław Pastucha) mimo rany w rękę, plutonowy Bolek (Plut. Bolesław Paszkowski z plutonu zwiadowców 111 batalionu AL; poległ na Żoliborzu we wrześniu 1944 r) mimo kontuzjowania pozostali na swych stanowiskach. Por. Gustaw (Ppor. Edwin Rozłubirski - zastępca dowódcy batalionu AL „Czwartaków") nie chciał opuścić stanowiska, aż zemdlał z osłabienia na posterunku. Tak bohatersko walczy młodzież Warszawy! Tak mści się za zbrodnie okupacji!
"
Jako zastępca dowódcy batalionu do spraw liniowych walczył w powstaniu warszawskim – po upadku Starego Miasta przedarł się z oddziałem kanałami do Śródmieścia, gdzie walczył do upadku powstania. We wrześniu 1944 już jako porucznik był jedynym żołnierzem AL odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militari przez generała Bora-Komorowskiego.
Po klęsce powstania opuścił miasto z ludnością cywilną i dowodził grupą dywersyjną AL złożoną głównie z byłych "czwartaków".
W 1945 wstąpił do regularnych jednostek Wojska Polskiego, brał udział w walkach na froncie jako dowódca batalionu. Wojnę zakończył jako kapitan.
Po wojnie brał udział w walkach z UPA w Bieszczadach. W 1951 zwolniony z wojska z przyczyn politycznych. Przeniesiony do rezerwy w stopniu majora – z bardzo niekorzystną opinią – podjął pracę jako kierowca ciężarówki. Powrócił do zawodowej służby wojskowej po przemianach politycznych w październiku 1956.
Powierzono mu dowództwo 1 Praskiego Pułku Zmechanizowanego, a następnie nowy minister obrony narodowej gen. dyw. Marian Spychalski mianował go szefem swojego gabinetu.
W latach 1961–1963 był słuchaczem Wojskowej Akademii Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych ZSRR im. K.J. Woroszyłowa w Moskwie.
W latach 1963–1968 był dowódcą 6 Pomorskiej Dywizji Powietrznodesantowej.
W międzyczasie w 1965 roku awansowany na stopień generała brygady. Nominację wręczył w Belwederze przewodniczący Rady Państwa PRL Edward Ochab. Odwołany w 1968 roku z zajmowanego stanowiska w wyniku zatargu z I sekretarzem KW PZPR w Krakowie oraz za odmowę użycia wojska przeciwko demonstrującym studentom.
O końcowym okresie służby E. Rozłubirskiego w WP podczas rządów W. Gomułki:
"Edwin Rozłubirski Warszawa, dnia 14.7.1970 r.
Szanowny Towarzyszu Wiesław!
Zgodnie z Waszym życzeniem przedstawiam w formie pisemnej sprawę służbowego wykorzystania mnie od chwili przekazania dowodzenia 6-tą Dywizją Powietrzno-Desantową.
Podczas rozmowy przeprowadzonej ze mną w kwietniu 1968 r. przez Towarzysza Marszałka Spychalskiego w obecności Wiceministrów Obrony Narodowej, powiadomiony zostałem, że przechodzę w gestię Głównego Inspektora Szkolenia (Towarzysza Generała Tuczapskiego) z zadaniem kierowania szkoleniem, zaopatrzeniem w sprzęt desantowy oraz utrzymania wysokiej gotowości bojowej w dywizjach desantowych, tj. 6-tej (czerwone berety) i 7-mej (niebieskie berety), z jednoczesnym zgrywaniem tych dwóch dywizji do wykonywania wspólnych zadań operacyjnych.
Uprzednio, około pół roku wcześniej, zostałem powiadomiony przez Towarzysza Marszałka Spychalskiego o takiej perspektywie, a Towarzysze Generałowie Jaruzelski i Tuczapski przy innych okazjach służbowych rozmawiali ze mną i podkreślali, jak wielką wagę przywiązują do właściwego rozwiązania tego zagadnienia.
W związku z powyższym nie byłem zaskoczony faktem służbowego przeniesienia mnie, zdziwił mnie tylko nagły termin w jakim to zostało dokonane, o czym meldowałem Wam osobiście.
Podczas rozmowy przeprowadzonej w kwietniu 68 r. zostałem powiadomiony, że będzie powołany do życia aparat (charakter jego nie został wówczas ściśle sprecyzowany, a więc: szefostwo, zarząd czy też oddział) składający się z oficerów mających doświadczenie desantowe - podległy bezpośrednio mnie i podporządkowany Głównemu Inspektorowi Szkolenia (Generałowi Tuczapskiemu). Dowódcy Okręgów Wojskowych (dywizje desantowe podlegają dwom różnym Okręgom Wojskowym) mieli być powiadomieni o kompetencjach nowo powstałego organu, kompetencjach umożliwiających realizowanie postawionych zadań.
W rzeczywistości zostałem przeniesiony na stanowisko zastępcy do spraw Wojsk Desantowych Szefa Inspektoratu Szkolenia MON. Szefem Inspektoratu Szkolenia MON jest Towarzysz Generał Stebelski. Nie powołano do życia wyżej wspomnianego organu, wobec czego pracuję jednoosobowo. Nie ustalono dla mnie żadnych kompetencji ani w stosunku do dywizji desantowych, ani w stosunku do innych jednostek, w których prowadzone jest szkolenie spadochronowe, ani też do Zarządów wchodzących w skład Inspektoratu Szkolenia MON. Znajduję się niejako obok, nie związany z tymi jednostkami i organami żadną zależnością służbową, wobec czego mój wpływ na zrealizowanie postawionych zadań jest żaden. Praca moja ogranicza się do wykonywania czynności raczej drugo czy trzeciorzędnej wartości, jak: opracowywanie uwag do programów szkolenia, pisanie wniosków dotyczących wypadków podczas skoków spadochronowych, pisanie rozdzielników na sprzęt desantowy itp.
Projekt etatu organu, o którym wspomniałem wyżej, nota-bene niewspółmiernie szczupły w stosunku do istniejących potrzeb, został przesłany za podpisem Towarzysza Generała Tuczapskiego do Sztabu Generalnego mniej więcej dwa lata temu. Nie wiem na jakim szczeblu zapadły decyzje a nawet i to nie zostało zrealizowane.
Tymczasem problem jest palący: wyżej wspomniane zadania nie są realizowane, względnie realizowane są w znikomym stopniu. Poziom wyszkolenia 6-tej Dywizji Powietrzno-Desantowej przedstawia obecnie wiele do życzenia; niedawno jeden z przodujących związków taktycznych, obecnie klasyfikowana jest na ostatnim miejscu.
Szereg spraw w ogóle nie został rozwiązany, jak np.: zorganizowanie centralnego ośrodka szkolenia spadochronowo-desantowego, długofalowe planowanie zaopatrzenia w sprzęt desantowy, synchronizowanie szkolenia i przygotowania dwóch dywizji desantowych i jednolite szkolenie instruktorów spadochronowych.
Przedstawiając Wam powyższe sprawy
kreślę się z poważaniem"
(cyt. za: Józef Stępień (wybór i opracowanie), "LISTY DO PIERWSZYCH SEKRETARZY KC PZPR (1944-1970)", Wydawnictwo FAKT, Warszawa 1994, s. 268-269)
Według informacji zamieszczonej w piśmie "Wojsko Ludowe" w numerze 63/77 na stronie 34:
"W grudniu 1970 roku został odwołany ze stanowiska służbowego, a w kwietniu 1971 zwolniony z zawodowej służby wojskowej i przeniesiony do rezerwy. Pracował jako konserwator centralnego ogrzewania, a następnie jako kierowca wozu dostawczego na koloniach dziecięcych. W grudniu 1981 roku powołany został (po raz trzeci) do zawodowej służby wojskowej, objął funkcję Komisarza Wojskowego w Głównym komitecie Turystyki. W 1983 roku został skierowany do dyspozycji ministra spraw wewnętrznych.".
(za: http://www.zwir.org.pl/wl/077.pdf)
W latach 1968–1971 był zastępcą szefa Inspektoratu Szkolenia MON ds. Wojsk Desantowych. Po zmianie ekipy rządzącej PRL w 1971, zwolniony do rezerwy w stopniu generała brygady.
Anegdota:
W latach siedemdziesiątych, gdy spytano go, czy jest w stanie stłumić zamieszki na wybrzeżu, powiedział, że tak, po czym dodał, z Krakowa do Gdańska jedzie się przez Warszawę. Jak można się domyślić nie wywołało to specjalnego entuzjazmu władz, tak jak i Jego wypowiedz z '68, że nie wyprowadzi desantu na ulice, żeby pałował studentów.
A może nie jest to anegdota, jakby nie patrzeć w 1971 roku został zwolniony aż do 1981 roku.
Ponownie – po raz trzeci – powołany do zawodowej służby wojskowej w grudniu 1981. W stanie wojennym (1981–1983) pełnił obowiązki pełnomocnika Komitetu Obrony Kraju w Głównym Komitecie Sportu i Turystyki. Sojusznikiem Jaruzelskiego (podwładnym) w tym konflikcie był generał Edwin Rozłubirski, postać zapomniana, na początku lat 70-tych wojskowy ten został przeniesiony w stan spoczynku. Ponownie do czynnej służby wojskowej powołany został w grudniu 1981 roku (pełnomocnik Komitetu Obrony Kraju w Głównym Komitecie Sportu i Turystyki, następnie w MSW nadzorował jednostki antyterrorystyczne).
Czesław Kiszczak o powrocie gen. E. Rozłubirskiego do służby w 1981 r:
" - Na moją osobistą prośbę Jaruzelski zgodził się również na powrót do wojska generała Edwina Rozłubirskiego, chociaż go nie lubił.
Z jednej strony Rozłubirski był zasłużonym wojskowym, współtwórcą naszych elitarnych "czerwonych beretów", a z drugiej człowiekiem o bardzo trudnym charakterze. Po prostu chodził własnymi drogami. Odwołano go ze stanowiska dowódcy 6 Pomorskiej Dywizji Powietrznodesantowej za to, że odmówił użycia wojska przeciwko demonstrującym studentom w 1968 roku. A za Gierka zwolniono go do cywila. Przez jakiś czas jeździł na taksówce. Do wojska powrócił dopiero po grudniu 1981, a potem do mnie, do MSW, gdzie zajmował się tworzeniem jednostek antyterrorystycznych.
- Jakie zastrzeżenia miał do niego Jaruzelski?
- Nigdy mi nie powiedział, a ja nie pytałem. Chyba po prostu, tak po ludzku, nie lubił go, i tyle. Ale przyjął moją propozycję, aby przywrócić Rozłubirskiego do wojska, bo chyba wierzył w to, co mu melduję."
(cyt. za: ''Słuchał mnie, wierzył w to, co mówiłem''. Kulisy współpracy Jaruzelski-Kiszczak)
Info: http://prawymsierpowym.pl/index.php/2013/11/komando-jaruzelskiego/
Rozłubirski (ps. Gustaw), miał piękną wojenną kartę. Choć był żołnierzem PPR-owskiej (komunistycznej) Armii Ludowej, został odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtutti Militari za udział w Powstaniu Warszawskim, podkreślmy odznaczony przez generała Bora – Komorowskiego, a zatem przez rząd RP w Londynie, będący oczywiście w opozycji do linii prosowieckiej, jaką reprezentowała Armia Ludowa. Po wojnie poza armią, od 1956 roku tworzy formacje powietrznodesantowe. W latach 1963-68 dowódca 6 Pomorskiej Dywizji Powietrznodesantowej, od 1965 roku generał brygady.
Pojawiły się informacje, iż generał Rozłubirski, w 1981 roku, stanął na czele specjalnego oddziału. Czy ewentualnie przekazano mu dowództwo nad jednostkami specjalnymi (rozlokowanymi w Warszawie lub w jej najbliższych okolicach). Dlaczego prawdopodobnie utworzono taki oddział? Przecież opozycja („Solidarność”, KPN, FMW…) były infiltrowane przez bezpiekę. Odpowiedź może być jedna – obawiano się puczu twardogłowych komunistów, zajęcia np. przez wierne im dywizje Ludowego Wojska Polskiego obiektów rządowych, stacji telewizyjnych, przejęcia władzy w drodze przewrotu.
Konserwatywna linia partyjna miała przecież „bogate tradycje” – Kazimierz Mijal (stalinowiec, w oparciu o subsydia albańskie i chińskie wydający na emigracji „Czerwony Sztandar” czy bardziej już znany Mieczysław Moczar, wprowadzający narodowy komunizm) prawie zawsze tacy komuniści posiadali poparcie konserwatywnych kół we władzach ZSRR.
Jest także oczywiste, że ewentualny przewrót spotkałby się z poparciem nie tylko bezpośrednio władz sowieckich (i podkreślmy wojsk sowieckich stacjonujących w Polsce). Co naturalne „bratersko” nastawione do niego byłyby także inne państwa bloku wschodniego jak trzymająca nas w szachu od zachodu Niemiecka Republika Demokratyczna Honeckera. Takie zdarzenia jak pucz dogmatyków nie miały miejsca, ale ten ostatni okres służby Rozłubirskiego w ludowej armii jest najbardziej tajemniczy. Edwin Rozłubirski został już u schyłku PRL (w październiku 1988 roku) awansowany do stopnia generała dywizji… Zatem nie tylko tajne szwadrony śmierci były do dyspozycji junty Jaruzelskiego, ale i specjalne komando chroniło centralne władze przed wewnątrzpartyjnym buntem.
W odniesieniu do współczesnej nam historiografii można określić to komando jako „pierwszy oddział wolnej Polski”… oczywiście pisząc te słowa z ogromną goryczą i ironią, skoro Jaruzelski jest uważany przez niektórych polityków za ojca polskiej demokracji…
Następnie skierowany do dyspozycji ministra spraw wewnętrznych, gdzie prowadził prace nad powołaniem polskich jednostek antyterrorystycznych. Awansowany do stopnia generała dywizji w 1988. Nominację wręczył w Belwederze przewodniczący Rady Państwa PRL gen. armii Wojciech Jaruzelski. Był instruktorem spadochronowym wojsk powietrznodesantowych klasy mistrzowskiej; wykonał 738 skoków spadochronowych. Od 1991 w stanie spoczynku.
W latach 1964–1974 oraz 1985–1990 był członkiem Rady Naczelnej ZBoWiD, w latach 1988–1990 zasiadał w Radzie Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa[5]. Był również wiceprzewodniczącym Komitetu Budowy Pomnika Bohaterów Powstania Warszawskiego, odsłoniętego w Warszawie 1 sierpnia 1989 roku. W 1971 roku został wybrany Prezesem Zarządu Głównego Związku Kynologicznego w Polsce – funkcję tę pełnił do 1990. W sierpniu 1984 wszedł w skład Obywatelskiego Komitetu Obchodów 40 Rocznicy Powstania Warszawskiego. 11 listopada 1988 r. wszedł w skład Honorowego Komitetu Obchodów 70 rocznicy Odzyskania Niepodległości przez Polskę, którego przewodnictwo objął I sekretarz KC PZPR gen. armii Wojciech Jaruzelski. Od 1989 był prezesem Polskiego Związku Spadochroniarzy.
W 1993 ubiegał się bezskutecznie o mandat senatora z ramienia SLD w Warszawie.
12 maja 1999 roku zmarł generał Edwin Rozłubirski - "Gustaw". Mógłby ktoś powiedzieć, że z Krakowem związany był tylko przez kilka lat, my jednak sądzimy, że opinię taką należałoby skorygować. To prawda, że mieszkał w naszym mieście stosunkowo krótko, gdy dowodził ówczesną VI Pomorską Dywizją Powietrzno-Desantową, jednak jego związek z Krakowem był głębszy i trwalszy niżby to wynikało z prostej rachuby czasu. "Gustaw" uważał pobyt w Krakowie za bardzo ważny i liczący się okres w swoim życiu - tak przecież burzliwym i obfitującym w dramatyczne wydarzenia - Kraków serdecznie pokochał, a miasto odpłacało mu szczerą sympatią i uznaniem. To za jego czasów "czerwone berety" stały się prawdziwymi dziećmi Krakowa, liczącym się elementem życia naszego miasta, a nierzadko powodem do dumy.
Naprawdę niewielu wyższych wojskowych pełniących służbę pod Wawelem cieszyło się taką popularnością jak On. Z naszą redakcją łączyły jego samego i jego żołnierzy więzy szczególnie mocnej i wzajemnej sympatii, a można rzec - przyjaźni. Wystarczy wspomnieć, że w połowie lat 60., gdy "Dziennik" planował dla uczczenia 20-lecia naszej gazety zbudowanie nowej hali widowiskowej, cała kadra oficerska dywizji z Rozłubirskim na czele przeznaczyła premie za nadprogramowe skoki spadochronowe właśnie na ten cel. Już po odejściu z Krakowa aż do końca życia nie zerwał więzi z "Dziennikiem", kontaktował się z nami, interesował się losami pisma i pracujących w nim przyjaciół.
Pochowany w kwaterze generalskiej na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie. W pogrzebie udział wziął b. prezydent RP gen. armii Wojciech Jaruzelski oraz przewodniczący SLD Leszek Miller. Mowy pogrzebowe wygłosili m.in. w imieniu ZKRPiBWP - wiceprezes związku, gen. broni w st spocz. Zygmunt Huszcza, w imieniu Sztabu Generalnego WP - z-ca szefa Sztabu Generalnego gen. dyw. Jarosław Bielecki, w imieniu przyjaciół - gen. bryg. w st. spocz. Tadeusz Pietrzak.
Awanse :
podporucznik – styczeń 1944
porucznik – 1944
kapitan – 1 maja 1945
major
podpułkownik – październik 1956
pułkownik – 1958
generał brygady – 1965
generał dywizji – 1989
Odznaczenia :
Krzyż Srebrny Orderu Virtuti Militari – 25 września 1944 (odznaczony osobiście przez dowódcę AK gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego)
Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski – 12 maja 1999 (pośmiertnie)
Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski
Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski
Order Sztandaru Pracy II klasy
Order Krzyża Grunwaldu III klasy
Krzyż Walecznych (dwukrotnie)
Krzyż Partyzancki
Srebrny Krzyż Zasługi
Srebrny Medal "Zasłużonym na Polu Chwały"
Warszawski Krzyż Powstańczy
Medal "Za udział w walkach w obronie władzy ludowej"
Medal 10-lecia Polski Ludowej
Medal 40-lecia Polski Ludowej
Medal za Warszawę 1939–1945
Medal Zwycięstwa i Wolności 1945
Złoty Medal Siły Zbrojne w Służbie Ojczyzny
Srebrny Medal Siły Zbrojne w Służbie Ojczyzny
Brązowy Medal Siły Zbrojne w Służbie Ojczyzny
Złoty Medal Za Zasługi dla Obronności Kraju
Srebrny Medal "Za zasługi dla obronności kraju"
Brązowy Medal "Za zasługi dla obronności kraju"
Złota Odznaka "Za Zasługi w Ochronie Porządku Publicznego"
Srebrna Odznaka "Za Zasługi w Ochronie Porządku Publicznego"
Brązowa Odznaka "Za Zasługi w Ochronie Porządku Publicznego"
Odznaka 1000-lecia Państwa Polskiego
Odznaka za Rany i Kontuzje (trzykrotnie)
Złota Odznaka "Za Zasługi dla Warszawy"
Komandor Orderu Korony (Belgia)
Order Wojny Ojczyźnianej II klasy (ZSRR)
Medal za Zwycięstwo nad Niemcami w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej 1941-1945 (ZSRR)
Medal 40-lecia Zwycięstwa w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej 1941-1945 (ZSRR)
i wiele innych
W mediach społecznościowych pojawił się z kolei list generała Jana Kempary do „Polski Zbrojnej”, który publikujemy poniżej:
„Szanowna Redakcjo Polski Zbrojnej.
Zwracam się do Redakcji jako instytucji zakładając, iż niezależnie od tego, komu udziela swych łamów, bierze odpowiedzialność za drukowane na nich słowa, za ich kontekst i rzetelność. A szanuję redakcję Polski Zbrojnej między innymi też za to, że od dziesięcioleci dostrzega trud żołnierski, jego poświęcenie i oddanie służbie.
Środowisko wojskowej braci spadochroniarskiej jest zbulwersowane słowami Sławomira Cenckiewicza, Dyrektora Centralnego Archiwum Wojskowego, który w swoim wywiadzie dla Polski Zbrojnej, występując przeciwko nazwie ulicy Czerwonych Beretów stwierdza, że wie: „kim był ich współtwórca i patron gen. Rozłubirski!”, oraz, że „ Polska ma jedną tradycję komandosów – to cichociemni i żołnierze gen. Sosabowskiego! Im należy się nasza pamięć„ Prezentując takie stanowisko Pan Profesor wykazuje niepełną wiedzę w zakresie wypowiadanej opinii, oraz obraża pokolenia powojennych polskich komandosów i spadochroniarzy.
Oczerniając naszego generała, albo nie zna całej prawdy o twórcy czerwonych beretów albo też, świadomie wykorzystuje tylko fragmenty wygodne dla udowodnienia swojej tezy. Nie wiem która z tych wersji świadczy bardziej na niekorzyść autora tych słów. Wygłaszając z kolei opinię, że „tradycja naszych komandosów to … żołnierze gen. Sosabowskiego” daje dowód temu, że nie rozróżnia „komandosa” od „spadochroniarza”. I wreszcie, stwierdzając w swoim wystąpieniu, że tylko cichociemnych i spadochroniarzy gen. Sosabowskiego należy zachować w pamięci, pokazuje, w jakim poszanowaniu ma tych komandosów oraz tych żołnierzy spadochroniarzy, którzy stracili życie lub odnieśli rany w różnego rodzaju misjach już w powojennej historii. W operacjach prowadzonych w ramach ONZ jak NATO.
Ironicznym stwierdzeniem, że niby wiemy kim był współtwórca i patron czerwonych beretów bohater artykułu daje do zrozumienia, że chodzi o kogoś z niepewną i mało chlubną przeszłością. Ale czy na pewno wie on o tym, że gen. Rozłubirski walczył w Powstaniu Warszawskim, za co został odznaczony przez dowódcę AK, gen. Komorowskiego – Bora Srebrnym Krzyżem Orderu Wojennego Virtuti Militari? Walczył wprawdzie w szeregach Armii Ludowej, ale dla ówczesnego dowództwa AK nie miało to znaczenia. Dla Pana Profesora widocznie ma to jednak znaczenie.
Nadany przez AK order wkrótce odbił się naszemu generałowi czkawką. Oskarżony nadto o udział w spisku przeciwko przełożonym, po przesłuchaniach przez Informację Wojskową musiał opuścić szeregi wojska. Powrócił po odwilży, w 1956 roku. W jaki sposób ta część wojennej i tuż powojennej części życiorysu może dyskryminować naszego generała?
Z bardziej współczesnej działalności, w pamięci spadochroniarzy nasz generał pozostaje jako twórca legendarnej 6 Pomorskiej Dywizji Powietrzno – Desantowej. Stworzył nowoczesny jak na owe czasy i wspaniale wyszkolony związek taktyczny. Zbudował to, co do dziś jest tradycją i godnością czerwonych beretów. Miał też wielkie przywiązanie do tradycji wojsk spadochronowych jako takich. Aktywnie przyczynił się do doprowadzenia i zapewnienia godnej oprawy uroczystości odsłonięciu w 1965 roku, w Warszawie, Pomnika Polskich Spadochroniarzy i Cichociemnych. A także, w dwa lata później, zadbał o uroczystą formę pogrzebu generała Stanisława Sosabowskiego na warszawskich Powązkach.
W 1968 roku, po tym jak odmówił udziału 6 PDPD w tłumieniu manifestacji, do czego dołożono mu jeszcze planowanie zamachu stanu, został zdjęty z dowodzenia dywizją i na trzy lata „zamrożony” w Inspektoracie Szkolenia MON. Następnie usunięto generała z wojska. Czy z kolei ta część życiorysu gen. Rozłubirskiego jest również dyskryminująca?
Przez kolejne dziesięciolecie nazwisko Rozłubirski było objęte cenzurą. Żył w bardzo trudnych warunkach. Wierni swemu dowódcy pozostali jedynie spadochroniarze, którzy wspierali, nieformalnie oczywiście, swojego dowódcę w najcięższych dla Niego latach.
Gen. Rozłubirski był, dla nas spadochroniarzy jest i będzie ikoną oraz autorytetem godnym naszej pamięci i wzorem do naśladowania. Nie tylko dlatego, że był twórcą czerwonych beretów. Ale też dlatego, że był żołnierzem o chlubnej historii z okresu Powstania Warszawskiego, wykazał cechy charakteru i umiejętności godne żołnierza spadochroniarza, oraz stworzył etos żołnierza wojsk spadochronowych, który przetrwał do dzisiaj. Cenimy Go też za to, że potrafił w trudnym politycznym okresie uhonorować pamięć spadochroniarzy z brygady gen. Sosabowskiego.
Na legendzie generała Rozłubirskiego wychowało się wiele pokoleń doskonałych żołnierzy i wspaniałych dowódców. Wspomnę chociażby generałów Bronisława Kwiatkowskiego, Tadeusza Buka i Włodzimierza Potasińskiego, którzy zginęli pod Smoleńskiem, a którzy również byli żołnierze słynnej 6 Brygady z Krakowa. To również dla nich, krytykowany na łamach Polski Zbrojnej generał Rozłubirski był drogowskazem w działaniu. Wychowani na takim wzorcu mieli potem duży wkład w osiągnięcia 6 BPD, w tworzenie 25 Brygady Kawalerii Powietrznej oraz Wojsk Specjalnych w nowych strukturach. Czy zgodnie ze słowami Pana Profesora Oni również należą do tych, którzy nie są godni pamięci?
Szanowna Redakcjo. Całą moją służbę wojskową spędziłem w jednostkach specjalnych oraz aeromobilnych. Służyłem w 1 Batalionie Szturmowym, następnie w Pomorskim Okręgu Wojskowym byłem odpowiedzialnym za szkolenie i operacyjne użycie jednostek specjalnych, a w Sztabie Generalnym WP budowałem podstawy struktur obecnych Wojsk Specjalnych. Przez kilka lat służyłem w 6 Brygadzie Powietrzno – Desantowej i 25 Brygadzie Kawalerii Powietrznej. Pełniłem też służbę w misjach w ramach ONZ w Egipcie i Namibii, na Bałkanach i Wzgórzach Golan oraz w Korei. Po zakończeniu misji na Bałkanach przyznano mi Buzdygana za „skuteczność dowodzenia w warunkach zagrożenia wojennego oraz kształtowanie wizerunku oficera WP za granicą”. Studiowałem na uczelni wojskowej w USA. Dwukrotnie, w Danii oraz w Grecji, zajmowałem wysokie stanowiska w strukturach NATO.
Nie jest to autoreklama. Chcę tylko tym udowodnić, że znam środowisko żołnierzy komandosów i spadochroniarzy. Byłem jednym z nich, dowodziłem nimi realizując zadania w kraju i poza jego granicami. Znam mentalność tych żołnierzy, ich poczucie dumy z faktu przynależności do elitarnych wojsk, poczucie więzi i solidarności. Dumni są z tego, że mieli tak wspaniałych poprzedników jak żołnierze z brygady gen. Sosabowskiego, z 6 Pomorskiej Dywizji Powietrzno – Desantowej. Dywizji, której twórcą był właśnie gen. Rozłubirski, oraz cichociemni Wiem jak wspaniałymi żołnierzami byli na misjach i znam ich reakcje w sytuacjach, kiedy tracili kolegów. Jak teraz mają zareagować spadochroniarze w sytuacji, kiedy z łam, bądź co bądź ale wojskowego miesięcznika dowiadują się, że nie są godni zachowania w pamięci. Dowiadują się, że są żołnierzami gorszego sortu.
Kilkoma lapidarnymi zdaniami profesor historyk rzuca długi cień na gen. dyw. Erwina Rozłubirskiego, założyciela Związku Polskich Spadochroniarzy. Związku, który jest łącznikiem pomiędzy historią a teraźniejszością, zajmując się podtrzymywaniem tradycji jednostek już nieistniejących oraz propagowaniem tych istniejących. Deprecjonuje też czerwone berety, które dla nas, żołnierzy jednostek aeromobilnych i specjalnych, nie są jedynie nakryciem głowy. Jako żołnierz noszący całe swe wojskowe życie właśnie czerwony beret czuję się w obowiązku wystąpić w obronie wyznawanych przez nas wartości i symboli, w które wierzymy.
Politycy mogą zmieniać zdania i poglądy, zmieniać partie i opluwać się nawzajem, skłócać i dzielić społeczeństwo – do tego już przywykliśmy. Nie dajmy im jednakże prawa do dzielenia i skłócania żołnierzy, interpretowania w sposób wygodny aktualnej polityce historii, nie przekazujmy bez jakiegokolwiek komentarza tak sfałszowanego obrazu społeczeństwu.
Żołnierską, wielce cenioną cnotą, jest unikanie mieszania się w politykę, demonstrowania swoich w niej upodobań, wspierania zmieniających się jak w kalejdoskopie opcji. Taką decyzje podejmujemy składając przysięgę, obowiązującą nas również wówczas, gdy przechodzimy w stan spoczynku. W każdej jednakże sytuacji uważamy za swój obowiązek obronę żołnierskiej godności i honoru, czci i pamięci bohaterów, którzy poświęcili życie służbie Ojczyźnie.
Gen. dyw. (w. st. spocz.) Jan Kempara”